Poza pytaniami uwidocznionymi w „korespondencji” mam także problem z kwestią stawianą przez pewnego członka rodziny, śledzącego najuważniej powstawanie mojego blogowiska.
„Kiedy wreszcie dasz obiecane dokończenie opisu tak zachwalanej przez Ciebie gry w „feniole”. Odpowiadam więc – nigdy.
Tłumaczenie jest proste - „feniole” w retrospektywie stały się dla mnie grą nudną, skomplikowaną i bez sensu. Nuda jest tutaj najważniejszym czynnikiem.
Na koniec refleksja – ponieważ gra ta powodowała, iż jej pasjonaci dysponowali wcale pokaźnymi zasobami bilonu, w tym niekoniecznie numizmatami, jak ich własność godziła się z bezwzględnym w „głębokiej komunie” zakazem posiadania walut obcych ?
W Szkole Podstawowej Nr 10, przy ulicy wymyślnie nazwanej Szkolną, królem zabaw był cymbergaj. Ze względu na powszechność tej zarazy w czasach Rzeczpospolitej bez numeru oraz obszernej dokumentacji dostępnej w Internecie pozwolę sobie tylko na przechwałkę, że byłem wicemistrzem tejże placówki oświatowej w tej dewastującej ławki dyscypliny.
Przy ul. Szkolnej na Laurahucie, obok siebie, mur w mur, istniały dwie szkoły podstawowe – Nr 3 (ta lepsza) oraz 10. Czyli taki Zespół Szkół Podstawowych. Tarć specjalnych pomiędzy wychowankami nie odnotowałem w pamięci.
Wśród gier karcianych niewątpliwy prym wiódł „chlust” (chyba od chlustania, gdyż zwyczajowo karty rzucało się na podłoże z wielką siłą i zamachem). Aby nie zniszczyć kart nadmiernie tym chlustaniem, większość partii kończyła się tzw. „jawą”, czyli okazywaniem przeciwnikowi swej siły – a to koloru, a to trójki, a to dwóch wysokich trumfów lub poddaniem się w przypadku posiadania flyjty. Kart rozdawano po 3, reszta talii nie grała, trumf był ostatnią (czasem pierwszą) kartą tej reszty. Sprawne składy rozgrywały po 6 rozdań w minucie. Stawka była wysoka – dwa „ceskie” (0,20 zł), lecz super proste zasady powodowały, iż większość kilkugodzinnych rozgrywek, przerywanych lekcjami, kończyła się prawie remisowo. Nieszczęśliwy gracz, rozpoczynający grę (bez ewentualnej „jawy”) był na „musiku” - tego w Internecie nie ma.
Siła kolorów - śląska – krojc, grin, herc, szel. Czyli nie jak w bridge`u grin, herc, szel, krojc.
Oczywiście na terenie szkoły gier hazardowych uprawiania zakazano. Oprócz tego nie wolno było palić, spożywać alkoholu, podpatrywać dziewczyn w toalecie. Po prostu terror szkolny. Skutecznie terror ten zwalczaliśmy.
Wzmianka o „przedszkolu karcianym” będzie miała znaczenie w przyszłych opisach dziejów naszej rodziny. Hazard odgrywał w nich rolę niepoślednią.
Proponuję posty o podobnej tematyce: |
CIEKAWOSTKI 1929 |
KULTURA |
ŚLĄSKIE WOJEWÓDZTWO |
Ponadto polecam korzystanie ze stale uzupełnianych indeksów: |
ALFABETYCZNY INDEKS OSOBOWY |
ALFABETYCZNY INDEKS MIEJSCOWOŚCI |
MIEJSCOWOŚCI – UKŁAD WOJEWÓDZKI |
INDEKS PAŃSTW |
KALENDARIUM |
1 komentarz:
Z grubsza pamiętam grę w chlusta, w którego namiętnie grywaliśmy w podstawówce na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Poza jednym wyrażeniem, którego znaczenia nie potrafię sobie przypomnieć: "Jak dobrze pódzie, bydzie ajla na budzie". Trochę ta niepamięć mnie męczy... Maciek ś.
Prześlij komentarz