Czwartek, 17 października
17 października o godz. 17.00 Pan Prezes Rady Ministrów Kazimierz ŚWITALSKI podejmował w Prezydium Rady Ministrów posłów i senatorów Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem. Na zebraniu tym, w którym wzięli udział wszyscy Ministrowie, Pan Premier wygłosił następującą mowę:
„Jest moim obowiązkiem zwrócić Panom uwagę, że spadła na nas w obecnej chwili twarda konieczność zajęcia się nie tylko zagadnieniami życia codziennego, ale i wielkim problemem należytego zorganizowania Państwa.
Musieliśmy uwolnić się od pęt, musieliśmy wyrąbać sobie mieczem granice i utrwalić je, musieliśmy krok za krokiem zdobywać dla Polski znaczenie i szacunek w świecie. W kolejności zadań przyszedł do nas twardy obowiązek uczynienia z Państwa takiego organizmu, który byłby zwartym i przystosowanym zarówno do codziennego życia, jak i do chwil ciężkich.
Znamy trudności tej pracy. Jedni, zapatrzeni w swoje życie codzienne, kłopotami dni powszednich przesłonięte mają oczy i w źle skleconym domu pragnęliby tylko sprzęty raz po raz w raz w coraz to inny sposób przestawiać, łudząc się, że w ten sposób już wygodę i bezpieczeństwo zdobędą. Dla innych jest zły ustrój Państwa dość wygodny. Ci drzwiami i oknami starają się wpuścić do domu tyle trosk, tyle narzekań, tyle żalów, tyle małostkowych złości, gniewów, by tymi karzełkami myśli ludzkiej napełnić izbę po brzegi i by wtedy w niej oddechu dla spraw istotnych, dla spraw przyszłości Państwa nie można było znaleźć.
Ktokolwiek kiedyś zajmował się polską literaturą polityczną, ten z pewną melancholią przegląda tytuły jej dzieł. Najpopularniejszym tytułem dla przedrozbiorowych naszych pisarzy politycznych był: „O naprawę Rzeczypospolitej”. Pisano rzeczy słuszne, rzeczy, zdawało się jasne, jak słońce, rzeczy przepojone siłą przekonania, kreślone nieledwie krwią serca. Lata mijały, tytułów coraz więcej się gromadziło, coraz częściej brzmiał chór głosów, pełnych niepokoju o byt Państwa, a życie szło dalej, na tych samych fałszywych podstawach oparte i tak samo źle zorganizowane, w każdej chwili grożące zawaleniem się całości. Do naprawy istotnej przystąpiono wtedy, gdy już było prawie za późno, by dać wraz tej smutnej polskiej prawdzie o mądrości po szkodzie.
Wśród polskich tradycji, tylekroć tak górnych i godnych szacunku, odziedziczyliśmy niestety i tę tradycję mówienia rzeczy mądrych, poczciwie zatroskanych, bez umiejętności realizowania i zamieniania w życie prawd pisanych i mówionych. Tę spuściznę polską najgorszą, która umiała topić ważne zagadnienia w bagnie drobnostkowej, małej codzienności, musimy złamać.
Wiemy wszyscy doskonale, w jakiej atmosferze tworzyły się pierwsze zręby naszego ustroju. Nikt w Polsce nie kwapi się dzisiaj z obroną twórców marcowej Konstytucji.
Jeśli coś można by znaleźć na usprawiedliwienie nieszczęsnych jej autorów, to chyba to jedno, że w debatach sejmowych ówczesnych przebija się nieledwie w każdym oświadczeniu przekonanie, że Konstytucja wtedy uchwalona nie może być długotrwałą, będzie wymagała zmian, musi być z biegiem czasu pod wpływem doświadczenia zmienioną.
Te przeświadczenia podyktowały artykuł, który na obecny Sejm składa zadanie rewizji Konstytucji. Autorzy artykułu tego myśleli sobie wtedy, że życie spokojnie będzie wykazywało braki i potrzeby zmian, które, dostrzeżone przez wszystkich, będą łatwe do usunięcia i bez trudu wymaganą większość otrzymają.
Bieg życia wewnętrznego w Polsce poszedł po linii o wiele dramatyczniejszej, niźli mogli to przypuszczać autorzy złych artykułów Konstytucji. Wystarczyło zaledwie kilka lat praktyki, by okazało się, że tak złą Konstytucją zorganizowane Państwo nad brzegami otchłani może zawisnąć i od grozy zguby wstrząsami ratować je będzie trzeba.
Nikomu nie wolno nad tą bolesną nauką lat tak niedawnych przechodzić z lekkim sercem do porządku dziennego. Panowie, jako klub Bezpartyjnego bloku, macie tę zasługę, żeście to zagadnienie rewizji Konstytucji postawili najśmielej, żeście w tej dziedzinie przedwstępne prace wykonali. Panowie nie zapomnieliście o obowiązku, nałożonym na ten Sejm. Obowiązek ten przypomniało orędzie Pana Prezydenta, wygłoszone przez Pana Marszałka Piłsudskiego przy otwarciu obecnych ciał ustawodawczych. Zwracało się ono do posłów z apelem, by z najlepszą wolą, liczącą się z realnymi potrzebami życia, szukali przez położenie nowych podstaw prawnych, rozwiązania wielkiego zagadnienia harmonijnego współdziałania władz Państwa.
Liczenie się z „realnymi potrzebami życia” musi być jedyną busolą w pracach nad rewizją Konstytucji.
Położenie geograficzne Polski, którego nikt na świecie nie ma powodu nam zazdrościć, zmusza nas do szukania takiej formy organizacyjnej państwa, by sprawność jego działania, szybkość i siła były gwarantowane i to nie tylko na czasu spokoju, ale i na czasy burz i huraganów, od których nikt asekurować nas z całą pewnością nie może. Jest to kryterium, któremu inne względy muszą być podporządkowane, choćby one gdzie indziej miały swój walor i za nienaruszalne świętości były uważane. Nie można w pogoni za wszelakimi wolnościami gubić pewności, że Państwo będzie silne i wolne. Nie można młodego Państwa, które swoje więzy organizacyjne musi mozolnie i powoli spajać, zrównywać już z państwami, które przez długie lata nieprzerwanej wolności miały czas zmontować swą machinę tak zwarcie, że idzie ona sprawnie swym tradycyjnym mechanicznym pędem, mimo kryzysów i przesileń. Nie wolno wreszcie zestawiać państw o wielkim wyrobieniu politycznym z państwem, które nie ze swej winy, ale z powodu klątwy swych dziejów tego wyrobienia politycznego jeszcze nabyć nie mogło.
Zadaniem polityki w bardzo wielu wypadkach jest tylko bardzo proste i jasne prawdy w życie wcielać. Taką prawdą prostą była walka nasza o niepodległość Polski i zdobywanie dla niej granic. Sprowadziliśmy te prawdy na ziemię wśród trudności, których z trudnościami obecnymi przy rewizji Konstytucji porównywać nawet nie można. I dlatego jestem przekonany, że trudność ta zostanie usunięta i cel naprawy ustroju państwowego zostanie osiągnięty”.
| |||||||||||
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz