Jak przystało na zdyscyplinowanego podwładnego, Pan Marszałek PIŁSUDSKI, Minister Spraw Wojskowych, przesłał 7 listopada Panu Premierowi Kazimierzowi ŚWITALSKIEMU raport o zajściach w gmachu sejmowym w dniu 31 października. raport oczywiście zaprzeczał relacjom większości cywilnych świadków zajścia, całą winę przenosząc na Marszałka DASZYŃSKIEGO. Oficerowie w Sejmie znaleźli się wówczas w większości przypadkowo, chcąc prawdopodobnie skorzystać z okienka pocztowego, ogólnie dostępnego.
Przystępując do mego sprawozdania z zajść, wywołanych przez marszałka sejmu, pana DASZYŃSKIEGO, w gmachu sejmu dnia 31 października b. r., stwierdzić muszę na początku, że w zastępstwie chorego prezesa ministrów, pana Świtalskiego, przybyłem do gmachu sejmu o godz. 4 bez pięciu minut. Gdym wchodził do gmachu sejmu, spostrzegłem grupę oficerów, którzy, utworzywszy szpaler, oddali mi należne honory. Przechodząc zaś przez następną salę, widziałem całe mnóstwo ludzi, którzy w spokojny sposób krążyli po sali, ustępując mi miejsca do przejścia. Natychmiast po wejściu do pokoju rządu kazałem swemu szefowi gabinetu ppłk BECKOWI, zawiadomić marszałka sejmu o moim przybyciu, ze stwierdzeniem, że jestem w zastępstwie pana premiera, który jest niezdrów. Po pewnym przeciągu czasu pan ppłk Beck wraz z panem ministrem spraw wewnętrznych Składkowskim wrócił, komunikując mi, iż pan marszałek sejmu Daszyński oświadczył, że wobec wkroczenia siłą do sejmu oficerów nie otworzy posiedzenia izby.
Gdym o usłyszał, zdecydowałem od razu, że ten pan jest nieprzytomny i jest wariatem, i muszę dlatego pozostawić załatwienie sprawy z wariatem czynnikom sejmowym, bez mego w tej sprawie udziału.
Przy przeprowadzaniu dochodzeń w stosunku do panów oficerów za podstawę wziąłem ogłoszony w dniu następnym przez tego pana komunikat prasowy. W stosunku więc do niego stwierdzam, co następuje:
Co do zajęcia przemocą części gmachu sejmu przez panów oficerów,
Co do przedsionka (inni nazywają to hall`em) wziąć trzeba pod uwagę, że znajduje się tam oddział pocztowy, wolny w dostępie każdemu, tak, iż mowy być nie może o zajmowaniu przedsionka przemocą. Dochodzenie, jakie zrobiłem, stwierdza, iż żaden z oficerów tam obecnych nie był pytany, ani zatrzymywany, ani też w jakikolwiek sposób nie przeszkadzano mu w wejściu do tej części sejmu. Co się tyczy wejścia dalszego, stwierdziłem, iż tylko niektórych pytano, w jakim celu przybywają, przy czym, gdy prawie większość miała na celu wystaranie się o bilety na galerię lub w ogóle wejścia na sejm przez znanych sobie posłów, niektórych z nich odsyłano do jakichś innych wejść, gdzie znaleźć można było przejście do sal klubowych, innych zaś puszczano i dalej, gdy można było skonstatować, że dany poseł lub inny jakiś znajomy znajduje się w pobliżu.
Wobec tego, iż nie chciałem przypuszczać, że całe zajście jest zmyślone przez tego pana, zacząłem poszukiwać – co mi zajęło dużo czasu – jakiegoś chociażby drobnego zajścia pomiędzy którymś z oficerów, a pomiędzy kimkolwiek w gmachu sejmowym. Przypuszczałem, że mogła być jakaś ostrzejsza rozmowa lub nawet próby czynnego znieważania. Stwierdziłem jednak, że nie ma ani jednego takiego wypadku, tak, iż dumnym być mogę z umiejętności taktownego zachowania się panów oficerów, nawet w najprzykrzejszych sytuacjach.
Kłamstwem jest więc twierdzenie tego pana o tym, iż w dniu 31 października oficerowie przemocą zajęli jakąkolwiek część gmachu sejmowego.
Co do uzbrojenia oficerów.
Przy przejściu moim przez szpaler oficerów, oddających mi honory, rzuciłem wedle zwyczaju okiem w prawo i w lewo. Stwierdziłem od razu, iż przy szabli mogła być zaledwie połowa oficerów, inna zaś część zewnętrznie nie miała na sobie broni. Dodam, iż sam osobiście byłem przy szabli i miałem w ręku białe rękawiczki. Co prawda, pan ten w ostatnich ustępach swego ogłoszenia publicznego mówi tylko o szablach, gdy mnie osobiście mówił o bagnetach, karabinach i rewolwerach. Dla wyjaśnienia stwierdzam, że szabla dawno już przestałą być bronią i z wyjątkiem kawalerii nigdy nawet nie bywa ostrzona, stanowiąc tylko tradycyjną część uniformu. Ta część uniformu jest w niektórych wypadkach nawet nakazana do noszenia. Dodam, że przy długich dyskusjach, które się toczyły z powodu szabli, jako broni, zawsze powtarzałem mój ulubiony frazes, że wolę dobrą laskę niż szablę, jako broń. Już przy rozmowie, ogłoszonej przeze mnie, z panem Daszyńskim byłem zdziwiony tym twierdzeniem o uzbrojeniu oficerów i pytamłem go, czym on tego dowiedzie. Wobec zaś tego, iż pan ten innych dowodów poza tymi, które słyszałem w ogłoszonym przez siebie komunikacie, nie przytoczył, pozostaje mi jedynie do stwierdzenie, że kłamstwem jest, jakoby oficerowie, którzy byli w sejmie, byli uzbrojeni.
Co do liczby oficerów.
Dochodzenie w tej sprawie było mi bardzo trudne ze względu na to, iż część oficerów, względnie zresztą niewielka, przychodziła do sejmu na bardzo krótki czas i zaraz potem gmach sejmu opuszczała. Liczba takich oficerów, stwierdzona przeze mnie, dochodzi do 8 (ośmiu). Co się tyczy liczby oficerów którzy w gmachu stanowili grupę, dzięki niemądrym i niestosownym zarządzeniom tego pana, to nie dochodzi ona do do pięćdziesięciu i stanowi cyfrę 47. gdybym więc nawet dodał owych ośmiu oficerów i gdybym dodał całą liczbę oficerów, która była z przepustkami stałymi do sejmu, to nie dojdzie ona nigdy nawet do liczby osiemdziesięciu, a cóż dopiero do liczby „stu kilkudziesięciu”, która jest zgłoszona przez komunikat tego pana. Stwierdzam więc, że kłamstwem jest jakoby w inkryminowanym przez tego pana dniu 31 października znajdowało się stu kilkudziesięciu oficerów w gmachu sejmu.
Co do dwukrotnego wezwania panów oficerów do opuszczenia gmachu sejmu.
Wszyscy oficerowie, którzy w inkryminowanym przez tego pana dniu byli w przedsionku sejmowym, stwierdzili mi w swoich raportach, iż z chwilą, gdy jako minister spraw wojskowych przybyłem do gmachu sejmu, to mogli usłuchać mego rozkazu czy polecenia, lecz nie mogli słuchać nie zrozumiałych dla nich zaprosin do wyjścia za drzwi i pozwolenia zrobienia sobie w ten sposób afrontu. Gdy zaś pan ten, substytuując siebie w stosunku do oficerów przez nieznanego zupełnie komukolwiek pana, wkraczał w dziedzinę kryminalną, to oficerowie nie byli w stanie poddać się takiemu nakazowi i zmuszeni byli czekać rozkazu swego przełożonego. Jeżeli twierdzę, że w ten sposób wkracza się w dziedzinę kryminalną, to dlatego, iż rozkazodawstwo w stosunku do wojska, do jego grup i jego oddziałów, jest bardzo ściśle oddane przez państwo w określony zupełnie sposób określonym osobom i istnieją paragrafy karne, które niewczesną substytucję dowodzenia karzą bardzo surowo. Nie mówię, naturalnie, tego, żebym nieodpowiedzialnego pana proponował pociągnąć do odpowiedzialności, lecz dlatego, gdyż system taki nie odpowiada ani powadze, ani stanowisku marszałka sejmu polskiego. Dodam, że w przeciągu całego mego pobytu w sejmie, który trwał do godziny 5,30 wieczorem, ja, zastępujący prezesa gabinetu, ani razu nie byłem zawiadomiony o tych niesmacznych próbach substytuowania prawa rozkazodawstwa w stosunku do wojska przez pana Daszyńskiego i przez podwładne mu organy.
Z powyższych więc powodów podaję swój wynik, który streszczę w krótkich słowach. Kłamstwem więc jest, że panowie oficerowie w dniu 31 października wywołali jakiekolwiek zajście w gmachu sejmowym, natomiast prawdą jest, że zajście to wywołał marszałek sejmu, pan Daszyński. Wreszcie dodaję, że sprawa ta wywołała bardzo żywe i silne zaniepokojenie wśród wszystkich oficerów wojska polskiego, którzy nagle dowiedzieli się, że gmach sejmu jest dla oficerów niedostępny. Nad zajściami w gmachu sejmowym na zebraniach oficerskich dyskutowano z kodeksem honorowym w ręku. Dlatego też zmuszony byłem wydać rozkaz oficerski, kończąc to zajście tym rozkazem. Rozkaz ten w załączeniu przesyłam.
Minister Spraw Wojskowych
J. Piłsudski Marszałek Polski.
Warszawa, dnia 7 listopada 1929 r.
ROZKAZ OFICERSKI
Dnia 31 ubiegłego miesiąca zaszedł dla oficerów przykry wypadek, a mianowicie – kiedy oficerowie dla różnych powodów do gmachu sejmowego przybyli, spotkali się tam z afrontem.
Oficerowie ci odczuli, jako afront, skierowane do nich przez przedstawiciela władz sejmowych wezwanie do opuszczenia przedsionka sejmowego, dostępnego zwykle dla szerszej publiczności i w krytycznym momencie zajętego przez cywilną publiczność, przez nikogo nie zmuszaną do usunięcia się z miejsca, gdzie z niezrozumiałych powodów pobyt został wzbroniony oficerom.
Wezwanie to uraziło oficerów tym dotkliwiej, że zostało powtórzone w chwili, kiedy osobiście znajdowałem się w gmachu sejmowym, to jest, kiedy mieli słuszne prawo oczekiwać ode mnie, nie od kogo innego, takich czy innych rozkazów i poleceń. Oficerowie w wyżej wymienionym niewłaściwym i nietaktownym odniesieniu się do nich przedstawiciela panów posłów widzieli – nie bez słuszności – lekceważenie i nieposzanowanie munduru.
Stwierdzam przeto, że wobec tego, iż poseł do sejmu jest nieodpowiedzialny, powyższe zajście muszą oficerowie uważać za zlikwidowane i dla siebie bez uszczerbku na honorze załatwione.
J. Piłsudski.
Proponuję posty o podobnej tematyce: |
NAJWAŻNIEJSZE WYDARZENIA ROKU 1929 |
MARSZAŁEK PIŁSUDSKI |
PARLAMENT |
Ponadto polecam korzystanie ze stale uzupełnianych indeksów: |
ALFABETYCZNY INDEKS OSOBOWY |
ALFABETYCZNY INDEKS MIEJSCOWOŚCI |
MIEJSCOWOŚCI – UKŁAD WOJEWÓDZKI |
INDEKS PAŃSTW |
KALENDARIUM |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz