Minister dziękuje Posłom za konstruktywną krytykę - w polskim Sejmie 1929 !!

Na 46 posiedzeniu Sejmu, 6 lutego, podczas debaty budżetowej, przemówienie wygłosił Pan Minister Reform Rolnych Witold STANIEWICZ:


Wysoki Sejmie. Jeżeli zabieram głos w dyskusji, to nie po to, aby wygłosić wielką mowę programową, gdyż program swój przedstawiałem niejednokrotnie i sądzę, iż praca moja obecna zmierza tylko w kierunku konsekwentnego realizowania tego programu.
Przede wszystkim chciałbym nawiązać do referatu posła Józefa SANOJCY i do tej tzw. statystyki rolnej. Operujemy statystyką agrarną, która jest właściwie niekompletną i można powiedzieć, że mimo szczerych chęci nikt z nas dokładnej statystyki agrarnej nie ma, a przeto operowanie danymi statystycznymi, niezależnie od kierunku naszego rozumowania, będzie zawsze nieścisłe. Toteż należy się cieszyć, że w tym roku prawdopodobnie zostanie dokonany spis rolny i dopiero on da nam naprawdę punkt wyjścia do wszystkich dalszych rozważań.
Przystępując do odpowiedzi wytoczonych tutaj zarzutów, rozpocznę od zagadnienia parcelacyjnego. Wydaje się, że posłowie stawiający tu pewne zarzuty i krytykowali mnie przez te dwa i pół roku, popełniają pewien błąd – przyjmują stan obecny za taki, jakim on był przed dwa i pół laty.
Chciałbym Panom powiedzieć, że gdybym objął dzisiaj stanowisko Ministra i zastał to, co dziś istnieje, to być może, że ja sam bym się z niejednym z Panów zgodził. Chciałbym przypomnieć, że przystąpiłem do pracy przed dwoma i pół laty, kiedy warunki były zupełnie inne i kiedy konsekwencje, z tych warunków wynikające były odrębne całkiem od tych obecnych. Przede wszystkim muszę przypomnieć, że w czerwcu 1926 r., kiedy rozpocząłem urzędowanie, to ustawa o wykonaniu reformy rolnej z 28 grudnia, do której się Panowie tak czy inaczej odnosicie, a która nie była moim dziełem, lecz ostatniego Sejmu, właściwie nie była wykonywana dlatego, że brakowało sześćdziesięciu kilku rozporządzeń wykonawczych, z których każdy był drażliwy i przeprowadzeniu których wymagało silnej walki, silniejszej może, niż przeprowadzenie samej ustawy, i może właśnie dlatego, tamten Sejm, nie mogąc tych rzeczy w ustawie przeprowadzić, wolał je odłożyć i przekazać do załatwienia Rządowi. Więc ta ustawa była właściwie martwą, nie można było z nią ruszyć i od razu w pierwszym roku nie można było z niej skorzystać.
Z drugiej strony, jeżeli chodzi o zagadnienia finansowe, to przypomnę Panom, w jakim stadium znajdował się Bank Rolny, kiedy obejmowałem urzędowanie. Muszę Panom przypomnieć, że rada była rozwiązana, zamianowano radę urzędniczą, prawie całą dyrekcja była na urlopie przymusowym oraz tym stanem rzeczy interesowała się Najwyższa Izba Kontroli. Panowie muszę się zgodzić, że Bank Rolny nie był wówczas w stanie podjąć się właściwej akcji. Jego kapitał zakładowy wynosił zaledwie 12,000,000 zł i poza tym żadnych wolnych środków bank nie posiadał. Po trzecie, gdy rozpoczynałem pracę, to zaległości parcelacyjne w Urzędach Ziemskich były tak olbrzymie, że mimo wielkiego wysiłku, jeszcze dziś nie mogę wszystkiego załatwić i ten rok 1929 będzie ostatnim rokiem, w którym będą mogły być wykonane.
Jaka miała być moja akcja ? Miałem do wyboru: albo zahamować w ogóle parcelację albo pozwolić na parcelację dobrowolną. Przypominam, że rok 1926 był rokiem, kiedy cena ziemi klęskowo spadła i kiedy na skutek sytuacji gospodarczej Państwa, ceny były najniższe w stosunku do całego 10-lecia. Czy wobec tego, mimo wspomnianej klęski, włościanin polski jeszcze jednak pewne środki posiadał – miałem zahamować parcelację i powtórzyć błąd, który już raz w dziejach Niepodległej Polski zrobiono, gdy w latach 1921-22 utrudniono włościanom polskim nabywanie ziemi i kiedy potem w drodze podatku inflacyjnego zabrano im całą gotówkę, czy też miałem im pozwolić na nabycie ziemi dobrowolnie ? Tym bardziej, że nasza sytuacja walutowa była zachwiana i nie wiadomo było, czy uda się ją szybko naprawić. Sądzę, że to nie było mi poczytane za złe przez wieś polską, że pozwoliłem na parcelację prywatną i że dzięki temu dużo ziemi z rąk większej własności w drodze dobrowolnej przeszło w ręce mniejszej własności.
Oczywiście z chwilą poprawy sytuacji gospodarczej nastąpiła też zwyżka cen ziemi. Podkreślam więc, że rok 1926 nie został przez moją politykę zmarnowany i że przeszło paręset tysięcy hektarów przeszło wówczas w ręce mniejszej własności.
Odpowiem tu na inny zarzut – że popieram Bank Ziemiański. Przedtem muszę Panom przypomnieć, że jedną z najgorszych stron naszej reformy rolnej przed majem 1926 stanowiły te różne spółki parcelacyjne, spółki słabe, które nie miały kapitałów i odpowiednich ludzi, były nieszczęściem we wszystkich dzielnicach. Kiedy dokonywałem swego pierwszego objazdu, to jednym z największych lamentów były skargi wszystkich parcelantów na nabranie ich przez te spółki parcelacyjne. Sprzedawano im ziemię obciążoną, nie udzielano przewłaszczeń i t.p.
Mam rażenie, że to ja zlikwidowałem istnienie tych spółek i dziś istnieje ich już tylko kilka. Są to spółki, do których mogą się Panowie różnie odnosić, lecz są one solidne pod względem finansowym, porządnie parcelują i od razu dają przewłaszczenia.
Teraz o Banku Ziemiańskim. Istotnie dałem pewne kredyty temu bankowi. W chwili obecnej wynoszą one 2,900,000 zł. Ale to nie są kredyty awansowe, jak przypuszczał poseł Maksymilian MALINOWSKI, dane zupełnie bez żadnych warunków, ale są to pieniądze, których udzielono po to, by je wzięto na spłatę obciążeń, które ciążyły na parcelowanych ziemiach i warunkiem udzielenia kredytu było to, aby ziemia, którą parcelowano, którą parcelanci otrzymywali za pośrednictwem Banku Ziemiańskiego, została przedtem zwolniona od wszelkich ciężarów. Oczywiście w tym celu trzeba było spłacić długi, a na to trzeba było gotówki.
Możemy o to się spierać, czy to było dobre czy złe, ale ja bym powiedział, że gdybym wówczas miał Bank Rolny z tymi kapitałami, z tym personelem i z tą opinią w świecie, co dzisiaj, to wówczas inaczej bym postąpił, ale wtedy to była jedyna droga, pozwalająca parcelować i to parcelować porządnie.
Poseł MALINOWSKI uczynił mi zarzut, że Ordynacja dostała około 6 milionów pożyczki przejściowej na spłatę podatków zaległych, co umożliwiło Ordynacji wykazać twarda rękę przy akcji parcelacyjnej. Chcę zaznaczyć, że oczywiście można te moje zarządzenie kwestionować. Pewną rację ma poseł MALINOWSKI, ale w tej chwili z naciskiem podkreślam, że dzięki tej właśnie pożyczce pan wojewoda lubelski mógł wybudować 300 km szos, dzięki właśnie tej pożyczce, z której ani grosz nie trafił do rąk ordynata ZAMOYSKIEGO, a wszystko poszło na pokrycie podatków i potrzeby samorządowe. Przy tych pracach samorządowych zarobili parcelanci i dzięki temu mogli podołać spłatom za nabyta ziemię. Muszę tu nawiasem podkreślić, że uważam dodatkowe zarobki za jedno z najważniejszych zagadnień, bez rozwiązania którego parcelacja jest bardzo utrudniona. (Głos na ławach BBWR: Słusznie). Chcę również powiedzieć, że Panowie mogą mnie oskarżać o sprzyjanie Ordynacji Zamoyskiej, ale muszę Panom również powiedzieć, że dziś, kiedy Bank Rolny się uporządkował i może prawie 15% kapitału zakładowego poświecić na akcję agrarną, to moim dążeniem, od którego nie odstąpię, jest żeby tę ziemię, którą ordynacja ma zamiar w najbliższych latach sprzedać, a będzie tego kilkanaście tysięcy ha – nabył Państwowy Bank Rolny na parcelację, dlatego, że mam przekonanie, iż Bank Rolny potrafi to lepiej przeprowadzić pod względem agrarnym, i że te narzekania, że służba folwarczna nie dostanie ziemi przy likwidacji serwitutów, że zostanie na koszu, nie będą wówczas miały miejsca.
Chcę również podkreślić, że z każdym rokiem, w miarę uporządkowania Banku Rolnego, akcja parcelacyjna Banku rozszerzała się. Bank kupił cały szereg majątków na terenach wschodnich i zachodnich, a obecnie uchwalił, że 15% kapitału zakładowego przeznaczyć na akcję parcelacyjną, tak że w tym roku Bank Rolny będzie mógł kupić i rozparcelować około 20,000 ha ziemi, a więc około 10% ogółu gruntów parcelowanych rocznie, a około 15% ziemi parcelowanej prywatnie. Mam wrażenie, że z każdym rokiem ilość tej ziemi, rozparcelowanej przez Bank Rolny będzie się zwiększać i moim jest dążeniem aby Bank Rolny brał jak najszerszy udział w akcji parcelacyjnej dlatego, iż będzie to najskuteczniejszym sposobem zwalczania nadmiernych cen ziemi.
W związku z zarzutami Panów, że akcja Banku Rolnego jest niekorzystna dla nabywców, że krzywdzi służbę folwarczną, to powiem tylko tyle, że chciałbym, aby któryś z Panów pojechał do Krotoszyna czy na Pomorze i stwierdził, jak Bank Rolny parceluje, jak osady zabudowuje, jakich udziela kredytów, a wówczas Panowie powinni zmienić nieco opinię o akcji parcelacyjnej PBR. Oczywiście nie chcę przez to powiedzieć, że z początku nie było błędów, ale te błędy z każdym rokiem się usuwa, podobnie jak w parcelacji państwowej.
Co dotyczy parcelacji państwowej, to muszę przyznać Panom rację, ale odnosi się to do czasów sprzed mojego urzędowania. Ja na jesieni ubiegłego roku bardzo dokładnie, bo w ciągu 3 dni objechałem Pomorze i zwiedziłem prawie 40 majątków państwowych parcelowanych. I mogę Panom powiedzieć, że dziś nie jest tak źle, jak Panowie mówią, bo osadnicy już się zabudowali i doskonale sobie dają radę.
Powróciłem z tej wycieczki po Pomorzu pokrzepiony na duchu, bo tego obrazu sprzed jeszcze dwóch lat, kiedy byłem po raz pierwszy na Pomorzu, nie widziałem. Wszyscy osadnicy mieli już domki wykończone, często mieli stodoły, obórki, pola były uprawiane. Stwierdziłem, że wszyscy ziemię dostali nie gołą, ale obsianą, i po dwóch latach powinni się dźwignąć i gospodarstwa rozwijać. Osadników w ziemiankach, jak przed dwoma laty, nie spotkałem.
Muszę jednak powiedzieć, że i mnie to jeszcze nie zadowala i musimy iść krok dalej przy parcelacji, którą będziemy dalej robić na Pomorzu i Poznańskim. Będziemy sprzedawali osady już zabudowane z tym, że cena budynków będzie doliczona do ceny sprzedażnej ziemi i spłata rozciągnięta na 41 lat. To ogromnie ułatwi zagospodarowanie się osadnikom, bo kredyty ulgowe będą mogły iść na zaopatrzenie się w kapitał obrotowy. Ażeby jednak nie budować drogo, to zabudowania wznosić będzie sam osadnik, tylko że wystąpi w roli pewnego rodzaju przedsiębiorcy, który będzie musiał budować według kosztorysu, a to co zaoszczędzi będzie stanowiło jego zarobek.
Ale na to są potrzebne pieniądze, które można uzyskać tylko wówczas, gdy będą płacili ci, którzy już uprzednio ziemię otrzymali. Nie mogę wstawić do budżetu wielkich sum, natomiast dopiąłem w drodze rozporządzenia Prezydenta tego, że wszystkie wpływy ze sprzedanej ziemi idą na fundusz obrotowy, a ten fundusz pozwala mi czynić większe wydatki na przeprowadzanie reformy rolnej.
Przechodzimy tutaj do sprawy spłat za ziemię, którą osadnicy otrzymali. Stwierdzam, że może jest niedobrze, że urzędy ziemskie w ciągu kilku lat nie potrafiły dać przewłaszczeń. Jest rzeczą naturalną, że na tym cierpieli osadnicy, ale chciałem powiedzieć, że to cierpienie nie było znów takie straszne, bo nikt przedtem za ziemię nie płacił. Osadnicy uzyskali ziemię w posiadanie za darmo, a więc była to pewnego rodzaju pomoc kredytowa; skargi wówczas tylko byłe słuszne, gdyby osadnicy przy przejęciu ziemi musieli za nią płacić. Zadałem sobie trud i obliczyłem, ile Państwo uzyskałoby za ziemię, gdyby zgodziło się na szacunki dawniejsze na terenie Pomorza. Z tych obliczeń wynika, że Państwo uzyskałoby za ha ziemi tylko 8,34 zł, a ponieważ na tej ziemi są jeszcze obciążenia, które należałoby uregulować, przeto Państwo musiałoby jeszcze każdemu z tych osadników dopłacać. Czy warto byłoby im dopłacać, nie wiem, mam wrażenie, że nie zawsze ziemię dostali ci, którzy na to zasługują i dlatego na taką politykę darowania ziemi państwowej i uprzywilejowania jednym kosztem innych nigdy nie mógłbym się zgodzić – i staram się te rzeczy porządkować.
Panowie mówili, że ceny przy parcelacji państwowej są wygórowane. Szukałem punktu wyjścia dla rozwiązania tego zagadnienia w samej ustawie. Panowie wiedzą, że ustawa określa w art. 68 i 69, jaka ma być cena ziemi, a mianowicie, że cena ma odpowiadać rzeczywistej wartości gospodarczej. Jakie elementy składają się na rzeczywistą wartość ziemi ? Dwa – cena rynkowa i wartość przychodowa. Szacując wartość ziemi bierzemy przeciętną między wartością przychodową a ceną rynkową. Nie dość na tym – zależnie od tego, w jakim roku nabywca objął ziemię, jeszcze obniżamy cenę i chociaż w różnych dzielnicach różnie to się przedstawia, ale przeciętnie, jeżeli ktoś objął ziemię w 1921 roku, to zalicza mu się tylko połowę wartości obecnego szacunku. Sądzę więc, że o krzywdzie nie ma ty mowy, lecz co najwyżej może mieć miejsce cofnięcie tego uprzywilejowania, kiedyś w swoim mniemaniu zdobył, lub pragnął zdobyć.
Pan Poseł Jan KWAPIŃSKI (PPS) poruszył zagadnienie, które ja doceniam, ale z którego trudno jest wybrnąć, mianowicie różnice w szacowaniu ziemi. Przeważnie miało to miejsce w województwie kieleckim.
Tak, to prawda. Ja nie mogę nic na to zaradzić. Sytuacja polega na tym, że jedni osadnicy uzyskali zatwierdzenie i oszacowanie ziemi przez Prezesa Okręgowego Urzędu Ziemskiego i nabyli przez to pewne prawa, których nie można im odjąć. Inni znów tych praw nie nabyli; ale jeśli ktoś kiedyś ze szkodą dla Skarbu Państwa nabył pewne prawa, to nie powód abym miał wszystkie te prawa wszystkim przyznawał. Pewne niesłuszności istnieją, ale innego rozwiązania, jak to, o którym mówiłem, nie znam.
Teraz odpowiem Posłowi (Władysławowi) KAMIŃSKIEMU (BBWR). Gdy Pan Poseł przemawiał, kazałem sporządzić wykaz, w którym został podany szacunek ziemi w Lubelskiem. Widzę jednak z tego wykazu, że tylko w dwóch wypadkach jest cena powyżej 4.000 zł za ha, natomiast mam tu 1.900, 2.000 i 2.500. Ten szacunek ponad 4.000 wypadł dlatego, że dotyczy ziemi położonej pod samym miastem, prawie na przedmieściu. Natomiast muszę stwierdzić, że zależnie od tego, w którym roku nabywca nabył ziemię, płaci on nie całość szacunku, tylko od 50 do 75%. To są liczby wzięte z życia . Chciałem stwierdzić, że w czasie poprzedzającym objecie resortu przeze mnie było uważane, że Państwo musi ziemię oddać za darmo, albo za pól darmo. Jeśli Panowie wydacie ustawę, że w ogóle parcelacja państwowej ziemi ma być prowadzona bez odszkodowania, że Państwo winno ziemię dać za darmo, to ja jako minister będę musiał ustawę wykonać.
Jednak skoro obowiązuje ustawa, że ziemia ma być sprzedana po rzeczywistej wartości – musi być przepis wykonany. Tym bardziej, że, moim zdaniem, rozdawnictwo ziemi za pół darmo, jest z tego powodu niepożądane, że jeżeli istnieje wielka marża między ceną ziemi, którą można uzyskać na podstawie ustawy, a ceną rynkową(a jak jeden z Panów powiedział, w powiecie wadowickim płaci się za morgę 6 tysięcy, a za hektar 8 tysięcy, to w takim razie ziemia będzie brana nie po to, aby na niej gospodarować, ale by ją sprzedać z zarobkiem. I na każdym kroku stykamy się z tym zagadnieniem, że ten kto dostał ziemię, nie chce na niej siedzieć, ale stara się jak najdrożej ją sprzedać. (Głos na lewicy: Wielkie ciężary).
Ci co chcą sprzedać, jeszcze żadnych ciężarów nie płacili, bo to państwowa ziemia, na Kresach Wschodnich, jak i w Małopolsce Wschodniej. Tylko, że kupowali nie po to, aby na niej siedzieć, tylko ją sprzedać. Skoro tylko skombinowali, że można kilka tysięcy zarobić, to sprzedawali. To ma miejsce nie tylko u nas, ale i np. na Łotwie. (Głos na lewicy: To są tylko wyjątki). Mówię tylko o tym, że jeśli cenę ustali się zgodnie z wartością rynkową, to tak wielkich ciężarów nie ma, bo jeszcze nie słyszałem, aby Państwo kogo przycisnęło i każdy osadnik, który wykazuje dobrą wolę, jeśli chodzi o parcelację państwową, zawsze ulgi potrzebne uzyska. Najlepszym dowodem, że Panowie macie zaufanie do parcelacji państwowej jest to, że chcecie aby Państwo samo prywatne ziemie parcelowało. Tym bardziej, że każdy z tych osadników płaci na rzecz kolegów, którzy ziemi jeszcze nie dostali.
Teraz o parcelacji prywatnej – to istotnie w szeregu województw południowych cena ziemi przybrała zastraszającą wysokość. Zgadzam się, że jeśli chodzi o województwa lubelskie, kieleckie, krakowskie, lwowskie, tarnopolskie, stanisławowskie i częściowo wołyńskie, to ceny ziemi są istotnie za wysokie. Przyznaję, że to zagadnienie mimo moich wysiłków jest niepokojące.
Ale problem cen ziemi nie jest wcale taki prosty. Najważniejszą przyczyną jest obniżenie stopy procentowej, pewna, większa łatwość w gotówce oraz przyrost dochodów; w latach 1926-7 koniunktura w rolnictwie była dobra, a więc wzrastał też mnożnik kapitalizacyjny. To było zjawisko zdrowe i tego nie zwalczałem, uważam bowiem, że cena ziemi nie może być obniżana sztucznie i nie może być znacznej różnicy między ceną rynkową a tą, według której się parceluje. To pierwszy powód tej dużej zwyżki cen.
Drugim powodem było to, że istotnie może zbyt skwapliwie poszedłem za żądaniami Panów i za bardzo ułatwiłem kredyt. Z chwilą, gdy ułatwiliśmy kredyty ulgowe i stworzyli kredyt długoterminowy, to tym samym zwiększyliśmy popyt na ziemię w sposób ogromny. Dzięki kredytowi ulgowemu każdy małorolny czy bezrolny, który nie miał nic, uzyskał szansę nabycia ziemi i dążył do tego tym bardziej, że, jak wiadomo, polski chłop ma jeden cel podstawowy – nabyć na własność ziemię. Nadto do nabywania ziemi zachęcało włościanina to, że wiedział, iż może dostać prawie 100% kredytu, nie oglądał się więc na cenę i jeden drugiemu cenę przy parcelacji podbijał. Dalej kiedyśmy stworzyli kredyt długoterminowy w sumie ponad 60 milionów i udzielili go na nabycie ziemi, to kupowali przy ich pomocy i średnio zamożni i zamożni chłopi, ale w ten sposób oni również rozszerzyli swą zdolność nabywczą, co wpłynęło na to, że tam gdzie jest szczególny głód ziemi, zwłaszcza na południu, zaczęły się dziać rzeczy niepokojące. (Głos: To jest słuszne ograniczenie dla zamożnych nabywców). Pod tym względem to już dzisiaj jest zupełnie uporządkowane.
Jeżeli chodzi o kredyty długo okresowe na nabycie ziemi, to Bank Rolny udziela takich kredytów tylko tym, nabycie przez których ziemi ze względów agrarnych jest pożądane. Jeżeli ktoś zamożny chce kupić ziemię, to my nie mamy nic przeciwko temu, ale Bank Rolny tych zamierzeń nie powinien finansować. Ponieważ podbijanie cen ziemi jest niepożądane, w najbliższych dniach zostanie wydane zarządzenie, że każda operacja kredytowa musi być zatwierdzona przez prezesa okręgowego urzędu ziemskiego, który jest jednocześnie komisarzem agrarnym Banku i który będzie musiał dopilnować wykonania mojej polityki kredytowej.
Co się tyczy kredytu ulgowego, to Panowie widocznie nie zrozumieli tego okólnika, o którym była tu mowa. Istotnie była taka sytuacja, że fundusz kredytu ulgowego, który stworzyliśmy na początku 1927 r., przez kilka pierwszych miesięcy Panowie Prezesi nie potrafili rozdysponować. Przed rokiem około 17 milionów z tego funduszu było niewykorzystanych. Oczywiście mnie to niepokoiło. Rozumiałem doskonale, że głód kredytowy na wsi jest ogromny, a my mamy wolnych 17 milionów. I tu jest może moja wina, że trochę zanadto nacisnąłem prezesów, aby te środki rozdysponowali. I skutkiem tego prezesi zbyt gorliwie wykonali moje polecenia i przy każdej parcelacji za obficie szastali kredytami. Oczywiście każdy wolał kupić oferowaną ziemię, względnie ją sprzedać za pośrednictwem urzędu ziemskiego, nabywcy również sobie nawzajem ceny podbijali i one ruszyły w górę. Jak tylko zorientowaliśmy się w tej sytuacji, wydałem okólnik, który uniemożliwiał takie rzeczy, ale jednakże, co uszło Panów uwagi, tam jest pewna furtka, która pozwala prezesom urzędów ziemskich w tych wypadkach, gdzie istotnie nabycie ziemi uzasadnione agrarnie wymaga kredytów, zwrócić się do Ministerstwa, które zawsze pozwala na udzielenie ich.
Muszę powiedzieć, że to co było ostrym zagadnieniem na jesieni, gdy pewne kredyty zostały cofnięte, dziś zostało już załatwione, bo dzięki uregulowaniu sprawy rent, mogłem część tych pieniędzy ściągniętych z rent, użyć na zaspokojenie potrzeb Wielkopolski, Śląska i Pomorza, a kredyt budżetowy z funduszu zaległego przeznaczyć dla innych dzielnic. Mam wrażenie, że sprawa ta została już pomyślnie załatwiona.
Chciałem powiedzieć, że również na komisjach ziemskich prezesi wywierali pewien nacisk w celu uregulowania cen ziemi. Osobiście nie wierzę bardzo w skutki tych zarządzeń, dlatego, że gdybyśmy robili tak, jak mówił poseł KAMIŃSKI, gdybyśmy zatwierdzali każdą cenę, to dokonywalibyśmy dwóch transakcji: jednej jawnej, zrobionej dla urzędu ziemskiego, a drugiej na boku, utajonej. Ja już mam pewne tu doświadczenia.
Kiedy będziemy dyskutowali o nowelizacji ustawy o wykonaniu reformy rolnej to twierdzę, że jedyną drogą dla prawidłowego rozwiązania omawianych spraw będzie wprowadzenie do ustawy przepisów o oznaczaniu przez urzędy ziemskie jednocześnie z opracowaniem planu parcelacyjnego ceny ziemi i o uprawnieniu urzędów ziemskich do wskazywania nabywców na poszczególne działki. Wówczas, gdyby cena była określona i urząd ziemski miał prawo do wskazywania, kto czy to spośród bezrolnych, czy też służby folwarcznej ma prawo nabyć ziemię, to oczywiście sprawa byłaby załatwiona i można by spokojnie to zagadnienie uważać za rozwiązane. (Głosy: Słusznie). Ale muszę podkreślić, że przedtem, zanim będziemy mogli mówić o słusznej cenie ziemi, trzeba wiedzieć, co to jest ta słuszna cena. Rozumiem, że każdy, kto sprzedaje majątek, chce uzyskać jak najwięcej, tym bardziej, że nie zawsze sprzedają ludzie, którzy tę sprawę traktują spekulacyjnie.
Dlatego chciałem tu powiedzieć kilka słów w obronie ziemiaństwa, że tam, gdzie ziemianie sami sprzedają, spotykam się z cenami zupełnie umiarkowanymi, bo ziemianin rozumie, że ze swoim sąsiadem musi być w dobrych stosunkach, nie może go wyzyskiwać, bo potem będzie miał za sąsiada, który będzie na niego krzywo patrzał. Inaczej dzieje się tam, gdzie są różne spółki, agenci, pośrednicy, pracujący na zysk i śrubujący ceny.
Jeżeli chodzi o ustalenie słusznej ceny, to rozpocząłem pewne prace naukowe nad zbadaniem ceny ziemi. Niestety mam tu dane jedynie z woj. warszawskiego, ale to województwo jest najbardziej spokojne i najmniej wątpliwości nasuwa. Jeżeli chodzi o stosunki w tym województwie, które nie mogą być porównywalne ze stosunkami w Lubelskiem, Kieleckiem i w Małopolsce, to doszedłem do ciekawych wniosków. Zestawiłem ruch cen ziemi w złocie i w kwintalach żyta. Jeżeli weźmiemy ceny w tym województwie, które wynoszą średnio 2,500 za hektar, to widzimy, że wprawdzie ceny w złocie nieco przekroczyły parytet z 1914 roku, ale jeżeli weźmiemy ceny w życie, to one jeszcze nie doszły do cen przedwojennych.
Jeżeli porównamy dalej ceny artykułów przemysłowych, rolnych i ceny ziemi, to zobaczymy, że właściwie dziś dopiero ceny ziemi dorównują cenom artykułów rolnych, natomiast ceny artykułów przemysłowych są nieco poniżej tego parytetu.
Dalej starałem się zbadać, jaki był wskaźnik wszystkich artykułów, które rolnik sprzedaje i kupuje, i doszedłem do wniosku, że wskaźnik artykułów sprzedawanych jest wyższy od wskaźnika artykułów kupowanych przez rolnika. Następnie opierając się na badaniach gospodarstw rolnych, prowadzonych przez wydział ekonomiki w Puławach, doszedłem do wniosku, że właściwie wartość dochodowa tych gospodarstw jest prawie taka sama, jak wartość sprzedażna. Dalej porównałem jaka jest cena ziemi w obrocie prywatnym i zobaczyłem, że jest zupełnie zbliżona do cen w sprzedaży parcelacyjnej.
O ile chodzi o woj. warszawskie, to tu ceny są dość słuszne. Wyniki tych badań będą ogłoszone. Podkreślam, że te badania zupełnie inaczej się przedstawiają dla lubelskiego, kieleckiego i Małopolski. Mam nadzieję, że do maja będę gotów z tą pracą i wówczas każdy urząd ziemski będzie miał pewne wytyczne, oparte na badaniach naukowych, wówczas będziemy mogli prowadzić racjonalną politykę cen. A jeżeli znowelizujemy w ten sposób ustawę, że ona pozwoli urzędom ziemskim wskazywać nabywców, to mam wrażenie, że zagadnienie ceny ziemi będzie rozwiązane właściwie.
Doskonale rozumiem trudne położenie tych nowo nabywców, o których Panowie mówili, ale muszę powiedzieć, że jednak życie trochę inaczej tę sprawę rozstrzyga i nie jest tak źle, jak Panowie sobie wyobrażają.
W dyskusji nad moim budżetem pan marszałek Maciej RATAJ mówił, że Rząd niedostatecznie styka się z ludnością. Oświadczam, że ja do tych członków Rządu nie należą, gdyż dość często jeżdżę, rozmawiam z włościanami, rozpytuję się o ceny i urodzaje, jeżdżę przy tym autem i najczęściej staram się trasy w ten sposób ułożyć, by dotrzeć tam, skąd są skargi. Nie mówię oczywiście, że jestem ministrem, jestem sobie niby przejazdem, siadam sobie i rozmawiam z włościanami. I muszę Panom powiedzieć, że tak strasznie źle nie jest. Przede wszystkim ludność umie sobie radę w życiu dawać, bo nawet tam, gdzie jest wielka bieda, to przecież zwykle jest syn albo córka, wydaje się dzieci, przychodzi posag i sprawa jest materialnie załatwiona. (Głos: To nie jest taka sielanka, jak Pan Minister mówi). Niestety, to nie jest sielanka, ale twarda rzeczywistość. (Głos: My wiemy, jak jest, bo my z tą ludnością blisko żyjemy).
Panie pośle, ja doskonale wiem, że jest dużo biedy, ale również mogę stwierdzić, że w ciągu tych kilku lat w wyglądzie chat wiejskich i ubiorze zaszły duże zmiany. (Głos: Co nie zawsze jest w prostym stosunku do faktycznego dochodu. Inny głos: Na ubranie się za dużo wydaje). Na to składa się dużo przyczyn. Chcę jeszcze stwierdzić, że chłop dziś dużo lepiej zje, może mieszka gorzej. Jednak tak strasznie nie jest, jak Panowie mówią.
Są okolice, gdzie jest bardzo niedobrze, gdzie od kilku lat jest nieurodzaj, ale my tym wsiom pomagamy. Panowie mówią o ciężarach w związku z zadłużaniem, ale przecież w budżecie jest 1,5 miliona na obniżenie oprocentowania, tak że wszystkim kategoriom słabych nabywców obniżamy je do 4%. toteż ja nie mówię, że jest zupełnie dobrze, bo oczywiście wysokie ceny ziemi musimy zwalczać i zwalczymy, lecz tak tragicznie znowu sytuacja się nie rysuje.
Pan Poseł MALINOWSKI mówił, że wielu ziemian ucieka od reformy rolnej przez podstęp i wystawia majątki na licytację. Jednym z wielkich mankamentów jest brak ustawy o obrocie ziemią. Ustawę taka opracowałem i przypuszczam, że będzie ona niedługo zatwierdzona przez Radę Ministrów i wpłynie do Sejmu. Dziś Bank Rolny i urzędy ziemskie przy każdej licytacji stają do przetargów i kupują wystawiane majątki, ale niestety najczęściej, gdy Bank staje do przetargu, majątki zdejmuje się z licytacji.
Również chciałem odpowiedzieć Panu posłowi Malinowskiemu na zarzut, że nie jest stosowany art. 63. Kazałem sobie dać zestawienie i okazało się, że jednak w 12 wypadkach art. 63 został zastosowany, natomiast jeszcze w kilku wypadkach zastosowano przymusowy wykup ziemi, zgodnie z Rozporządzeniem Prezydenta. Kilkanaście wniosków co do zastosowania art. 63 rozpatrujemy w resorcie. A zatem art. 63 się stosuje.
A teraz przejdę do zagadnienia budowlanego. Mam wrażenie, że kiedy jak kiedy, ale teraz problem budowlany ruszył z miejsca. Sadzę, że w ciągu tych kilku lat dokonywania prób w poszczególnych okręgach udało się nam pewne obiekty dobrze zabudować. Nastąpił czas, aby rozszerzyć akcję i pomyśleć o tym, żeby ta wieś, która powstanie w wyniku przebudowy systemu rolnego, była zabudowana lepiej, ażeby nie było marnych chat i lepianek, ażeby rolnik z kolei przystąpił do polepszenia swych warunków życiowych.
Sądzę, że odpowiedziałem prawie wszystkim Panom na zarzuty co do parcelacji. Nawiasem dodam, że stykałem się często z innym zarzutem co do służby folwarcznej – że za dużo tej służby ziemię dostaje. Muszę powiedzieć, że jest w tym trochę racji. Pośród służby folwarcznej istnieje szereg dobrych, tęgich ludzi, którzy są warci tego, aby ich popierać, ale są również ludzie mało wartościowi. Są tacy, którym się w głowie przewraca. (Głos: My takich nie znamy). Ja mogę ich wskazać z imienia i nazwiska. Panie Pośle, zastrzegłem się, że bardzo poważna część to ludzie tędzy i dzielni, którym należy pomagać. A jeżeli ktoś jest niedołęgą to uważam, że pomaganie mu za wszelką cenę jest szkodliwe, niech lepiej odprawę weźmie i pójdzie. (Przerywania). Ale po cichu, to i poseł KWAPIŃSKI przyzna mi rację. Nie każdy i inteligent jest wart tego, ażeby pójść do wolnego zawodu. Widziałem osadników wśród służby folwarcznej na Pomorzu, dla których mam respekt, bo ci ludzie stworzyli cuda. Rozmawiałem z jednym profesorem niemieckim, który się entuzjazmował, że nigdzie nie ma tak tęgich osadników, jak u nas. Natomiast niedołęgów nigdzie i nigdy popierać nie można, bo zawsze oni będą wielkim ciężarem dla budżetu państwowego. (Przerywanie na lewicy).
Ja nie mówię o parcelacji prywatnej; gdy chodzi o służbę tracącą pracę przy parcelacji prywatnej zwłaszcza w Kongresówce, to otaczam ją specjalną opieką, bo zawsze pamiętam o krzywdzie, jaka spotkała włościan na początku XIX wieku, gdy część ludności usunięto z folwarków w drodze rugów, ale mówię przeważnie o materiale włościańskim osadniczym na terenach zachodnich. Znam wypadki, gdy zostały rozparcelowane majątki i nikt z włościan nic nie otrzymał, tylko wszystko poszło na służbę folwarczną; zwłaszcza dawniej takie przypadki były częste.
Muszę jeszcze parę słów powiedzieć o polityce; odnośnie do ośrodków jestem tego zdania, że ośrodki trzeba tworzyć, bo jeżeli rozparcelujemy te ośrodki, a nie będzie gotówki, jeżeli nie damy tej gotówki służbie a tylko golą ziemię, to położenie służby się pogorszy, a produkcja obniży i dlatego lepiej ośrodki oddać w ręce dobrego rolnika i zachować stanowiska dla szeregu fornali. Niektórzy z Panów zresztą przychodzili do mnie z interwencją, że fornale nie chcą parcelować majątków, bo wiedzą dobrze, że rozparcelowanie w dzisiejszych warunkach pogorszy ich sytuację.
Przechodzę teraz do zagadnienia scaleniowego. Panowie o tym mówili, więc nie potrzebuję uzasadniać scalania. Chcę udowodnić, że pewien postęp co do scalania istnieje przede wszystkim co do trwania okresu postępowania scaleniowego. Panowie wiedzą, że jeszcze przedtem, zanim ja objąłem urzędowanie, scalenie trwało po 3, 4 lata, a niekiedy i po 7, 8 lat. (Poseł Jakub PAWŁOWSKI (Stronnictwo Chłopskie): w przemyskim powiecie w Wyszatycach trwa już około 20 lat, do dziś od 1911 roku nie mają komasacji). Wiem o tym, chcę Panom powiedzieć, jak jest obecnie.
W zeszłym roku ogółem zakończono prace na gruncie w 675 obiektach. Z tych w przeciągu jednego lub dwóch sezonów zakończono prace w 430, a więc przeszło 2/3 ilości obiektów zostało scalone w ciągu najwyżej dwóch sezonów. To są liczny oparte na dokładnej statystyce i jest to coś, czym możemy się pochwalić.
A teraz sprawa druga: to jest upełnorolnienie. Jak powiedziałem, zakończono prace na gruncie w 675 obektach, z tych w 376 upełnorolnienie zostało przeprowadzone i przeszło dwadzieścia kilka tysięcy hektarów przeszło przy scalaniu w ręce małorolnych. Ale to nie wszystko. Często się zdarza, że parcelacja następuje w jednym roku, a następnie komasacja w drugim roku, tak że właściwie komasuje się już upełnorolnione przy uprzedniej parcelacji wsie, co w naszej statystyce nie jest ujawnione. Śmiało można więc powiedzieć, że w prawie 2/3 wsiach scalonych zostało dokonane upełnorolnienie.
Ceny ziemi przy upelnorolnieniu nie są tak straszny, bo dla małorolnego nabycie 2 – 3 hektarów jest wielkim dobrodziejstwem, gdyż on może od razu zrealizować za gotówkę i spłacić nabytą ziemię. I ci ludzie płacą tę cenę i nie trzeba ich powstrzymywać od tego; oni długi bardzo szybko płacą i dają sobie z nimi dobrze radę. Na tym jednak nie poprzestanę, bo moja ambicja to 100% upełnorolnienie.
Poseł MALINOWSKI poruszył zagadnienie bardzo ważne o przenoszeniu ludzi ze wsi przeludnionych, zwłaszcza tam, gdzie brak ziemi na upełnorolnienie. Pod tym względem robi się dużo. Wprowadzam mieszane obszary komasacyjne nawet w dwóch okręgach, ale często spotykamy się z trudnościami psychologicznymi, gdyż ludzie nie chcą wychodzić ze swojej wsi, nie można ich zmusić do przejścia nawet na bardzo dobre warsztaty. Specjalnie dobre warunki dałem w Małopolsce Zachodniej dla wsi Maszkienice, umożliwiając karłowatym gospodarzom uzyskanie ziemi na Pomorzu w Runowie, jednak oni nie wykazali wielkiej ochoty do skorzystania z tego i jak tylko nadarzyła się okazja nabycia kilkudziesięciu hektarów w pobliskich majątkach, woleli pozostać choćby i na mniejszym, lecz na miejscu. To są psychologiczne czynniki, z którymi trudno walczyć. (Przerywania). Nawet do tego stopnia ułatwiłem im zaznajomienie z Runowem, że opłaciłem im podróż i całą delegacja jechała, ale gdy się dowiedzieli o możliwości zakupu gruntu w pobliżu siebie, to kupili tę ziemię i zostali na miejscu.
Zgadzam się zupełnie z posłem KAMIŃSKIM, że to, co robimy w dziedzinie scalania, jest stanowczo za mało. W jednym województwie wileńskim około tysiąca wsi czeka na scalenie. Musimy tę akcję rozszerzyć. Chciałem powiedzieć, że w tym roku wejdę na Radę Ministrów z ustawą zmieniającą ustawę scaleniową. Obecna jest zbyt przewlekła, zbyt wiele daje terminów formalnych, których merytorycznie nie można wyzyskać.
Co jest największą krzywdą przy scalaniu, to zła klasyfikacja; jeżeli jest ona nieumiejętnie robiona, a często jest robiona z dobrą wolą ale nieumiejętnie, to o ile orzeczenie dotyczące klasyfikacji uprawomocni się, to chociażby sprawa potem poszła do Głównej Komisji Ziemskiej, a nawet do Najwyższego Trybunału Administracyjnego, to spotka się wszędzie z odmową, co powoduje koszta i w rezultacie wstrzymuje się akcja i często pozostaje krzywda nie do naprawienia. Nowa ustawa będzie polegała na tym, że wówczas dopiero będzie można wnosić zażalenie, kiedy rolnik będzie wiedział co dostaje i kiedy mu się uzmysłowi, jak komasacja będzie się przedstawiała. Po drugie, przy takiej masowej akcji, jak obecnie, trudno jest, aby komasacja odbywała się w okręgowych urzędach ziemskich. Dziś ten urząd jest zbyt oddalony od wsi, toteż trzeba przenieść instancję i moim celem jest, aby ta instancja była na miejscu, w powiecie, aby tą instancją był komisarz ziemski i miał do pomocy powiatową komisję ziemską, która by z nim konkretne projekty scalenia opracowywała. Sądzę, że jeżeli Sejm ten projekt uchwali, to umożliwi nam rozszerzenie akcji scaleniowej. Jeżeli chodzi o brak sił technicznych, to poczyniłem kroki, aby skorzystać z takich sił będących na Łotwie. Niedługo tam skończy się wykonanie reformy rolnej, można więc będzie geodetów stamtąd sprowadzić; również z Austrii będzie można sprowadzić pewną ilość geodetów, zwłaszcza do prac katastralnych, gdzie jest ich dużo i gdzie brak im pracy.
Wspomnę też, że przy akcji scaleniowej trzeba będzie uporządkować sprawy hipoteczne, aby już od początku akcji scaleniowej myślano o hipotece, a nie jak teraz, że najpierw robi się scalenie, a dopiero potem hipotekę i wtedy okazuje się, że brak dokumentów i sprawa nie może być uporządkowana całkowicie nie tylko pod względem gospodarczym, ale i prawnym; w ten sposób stworzymy także podstawę do otrzymania kredytu, bez którego dobre gospodarowanie dzisiaj jest wręcz niemożliwe.
Scalenie bez ustawy o niepodzielności dziedziczenia jest beczką bez dna. Otóż obok projektu przyszłej ustawy o niepodzielnym dziedziczeniu, która wejdzie w tych tygodniach na Radę Ministrów, mam bardzo ciekawą koncepcję ubezpieczenia na życie względnie ubezpieczenia długów. Są to rzeczy przepracowane matematycznie i mam wrażenie, że jednocześnie z projektem ustawy o niepodzielnym dziedziczeniu będzie wniesiony projekt o ubezpieczeniu długów, które będzie polegało na tym, że w razie śmierci właściciela ubezpieczonego instytucja ubezpieczeniowa będzie spłacała jego długi i spadkobierca otrzyma gospodarstwo, z którego będzie mógł na nowo rozpocząć spłatę rodzeństwa.
Co się tyczy likwidacji serwitutów, to wiemy, że dekrety posiadają mankamenty i wobec tego, że Panowie wnieśli projekt noweli będziemy mogli się zastanowić, które rzeczy powinny być zmienione.
Co do samej akcji na Zamojszczyźnie, to jednak tak źle nie jest, bo jak moja inspekcja, przez ludzi bardzo wytrawnych robiona, wykazała to, interesy małorolnych nie zostały uwzględnione w dostatecznym stopniu tylko w 1/4 części. Jest to inspekcja pana MAJEWSKIEGO, którą gruntownie przeprowadzono. Inspekcja stwierdziła, że w 3/4 serwituty zostały z korzyścią dla włościan zlikwidowane`. Muszę powiedzieć, że nie tylko Panowie są niezadowoleni, ale i ordynacja jest też niezadowolona i mam szereg reklamacji ze strony ordynacji. (Głos: To jest sztuka, pozorna sztuka). Niezupełnie, bo jeśli Majewski stwierdził, że przy dobrowolnej likwidacji było wydzielone 4 ha, a przy przymusowej 7 ha ekwiwalentu, to jednak z zarzutami, czynionymi urzędowi ziemskiemu, że się nie dość opiekuje, ja się nie zgadzam; okręgowe urzędy ziemskie muszą się czuć opiekunami ludności rolnej i swoim postępowaniem, swoją serdecznością na każdym kroku wzbudzać zaufanie ludności.
Muszę wspomnieć, że nasze urzędy ziemskie już potrafiły pewne zaufanie wzbudzić u ludności i z każdym rokiem jest lepiej. Faktem jest, że ta likwidacja szybko jest prowadzona i w najbliższych latach będzie zakończona i jeżeli jednocześnie dokona się scalenia, to mam wrażenie, że to ogromnie ułatwi upełnorolnienie gospodarstw karłowatych.
Jeśli chodzi o Bank Rolny, to nie będę się rozwodził, gdyż Panowie doskonale wiedzą, że pod tym względem mamy duży postęp.
Na zakończenie pozwolę sobie przytoczyć trochę liczb. Jak Panom wykazałem, w ciągu tych kilku lat coś niecoś się jednak zrobiło. Od 1919 do 1925 r. rozparcelowano 921.511 ha, natomiast w ciągu trzech lat 1926-28 – 689.316 ha. Wynik nie jest najgorszy.
Jeśli chodzi o scalenia, to w pierwszych 7 latach scalono 217.428 ha, w ciągu ostatnich trzech – 736.989 ha. Co się tyczy ekwiwalentu za likwidację serwitutów – to w pierwszych 7 latach oddano włościanom 48.633 ha, zaś w ostatnich trzech aż 234.575 ha.
Co się tyczy pomocy kredytowej włościanom, to w 7 pierwszych latach rolnicy przy przebudowie ustroju rolnego uzyskali 17.236.000 zł, w ciągu trzech ostatnich – 52.600.000 zł. To też pomimo wszystkiego, co się mówiło i mówi, reforma rolna jednak wykonuje się w drodze ewolucyjnej, i w każdym razie nie ma tego głodu, jaki jest u naszych sąsiadów, gdzie chociaż całą ziemię zabrano, jednak nie przeznaczono jej na właściwe cele i skąd pod grozą podwójnych kordonów i straży granicznej przekradają się drobni rolnicy do Polski, aby tu kupić zboże.
Sądzę, że słuszne jest zaniepokojenie posłów (Stanisława) WÓJTOWICZA i (Konstantego) SYPUŁY, bo oni wiedzą, że jeśli reforma rolna pójdzie dobrze i się utrwali, a usterki zostaną usunięte, co nastąpi, jeżeli wokół tej ważnej sprawy skupią się wszystkie Kluby i zagadnienie reformy rolnej będzie uważane za tak samo ważne jak polityka zagraniczna i wojsko, kiedy wobec tego zagadnienia odpadną różnice polityczne i wszyscy tylko myśleć będą o tym, jak sprawę tę załatwić najlepiej, ażeby te cztery dywizje, o których poseł Józef SANOJCA mówił, co roku nie wyjeżdżały i nie osłabiały naszego frontu gospodarczego i politycznego, to wierzę, że ta praca, którą wszyscy prowadzimy, wyda wielkie wyniki i wszelkie nadzieje ze strony Wschodu i Zachodu spełzną na niczym.
Na zakończenie muszę wyrazić wdzięczność Panom Posłom za poziom dyskusji; Panowie mnie krytykowali, ale wszyscy rzeczowo ustosunkowywali się do zagadnień i podkreślali z dobrą wolą te strony mojej pracy, które istotnie są dobre, oczywiście wykazując niedomagania i zło.
Jeśli w ten sposób będziemy dalej pracować, jeśli postaramy się uzgodnić nasze poglądy i naprawić usterki naszych ustaw, to mam wrażenie, że wówczas nadzieje posłów WOJTOWICZA i SYPUŁY, że kiedyś przy pomocy z zewnątrz będą nami rządzili, nigdy się nie ziszczą.

Proponuję posty o podobnej tematyce:
PARLAMENT
ROLNICTWO
CENY I WYNAGRODZENIA W 1929
Ponadto polecam korzystanie ze stale uzupełnianych indeksów:
ALFABETYCZNY INDEKS OSOBOWY
ALFABETYCZNY INDEKS MIEJSCOWOŚCI
MIEJSCOWOŚCI – UKŁAD WOJEWÓDZKI
INDEKS PAŃSTW


Brak komentarzy: