Tekst odczytu Ministra Boernera o zmianie Konstytucji - Katowice

WIELKOMOCARSTWOWA POLSKA A DZISIEJSZA KONSTYTUCJA”



Przemówienie Pana Ministra Poczt i Telegrafów inż. Ignacego BOERNERA wygłoszone w Katowicach w dniu 30 listopada 1929 roku w Teatrze Polskim.

Szanowne Panie i Szanowni Panowie !

     Niniejszy odczyt poświęcam jednemu z najważniejszych zagadnień doby dzisiejszej w Polsce. Zdecydowałem się mówić o potrzebie naprawy Ustawy Konstytucyjnej Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 17 marca 1921 r.
      Zagadnienie to jest obecnie najważniejsze, gdyż przyszłość Polski, jej wielkomocarstwowe stanowisko jest zależnym od tego, czy potrafimy wprowadzić do Konstytucji takie zmiany, które stworzą silną i trwałą strukturę organizacji państwowej, szczególnie dla Polski niezbędnej ze względu na położenie i rodzaj granic, oraz pozwolą naszemu narodowi rozwijać się normalnie w warunkach sprzyjających wykorzystaniu przyrodzonych zdolności, ażeby zwycięsko wyjść z „wyścigu pracy” i zająć odpowiednie miejsce w koncercie państw świata, przynależne nam, jako trzydziestomilionowemu narodowi.
      Następnym pokoleniom musimy Polskę przekazać tak silną, żeby mogła zwycięsko się przeciwstawić wszelkim wrogim potęgom, grożącym nam ze Wschodu, czy Zachodu.
      Mówić o tym zagadnieniu dzisiaj, wśród rozterek partyjnych, mówić w chwili, gdy temperatura partyjniactwa w Sejmie dochodzi do szczytu gorączki, jest rzeczą trudną i to bardzo trudną, szczególnie, gdy się jest członkiem Rządu.
      Będę mówił jako technik, który zna życie przemysłowo – gospodarcze Polski i który przez szereg lat miał bezpośrednią styczność z polskim robotnikiem.
Jako Polak, jestem zdecydowanym zwolennikiem Polski wielkomocarstwowej i przeto na Konstytucję patrzę pod kątem widzenia, że Polska to „wielka rzecz”, a przeto wszystko dla tej Polski.
      Polska, ta kraina usiana mogiłami naszych ojców, dziadów i pradziadów, ta święta spuścizna, którąś my wydarli z rąk jej oprawców, musi być przekazana naszym następcom tak silną, żeby mogła zawsze zwycięsko przeciwstawić się w walce z przeciwnościami.
      Wychodząc z zasady mocarstwowej Polski, jako technik, układam sobie plan, stawiając trzy zasadnicze pytania, na które postaram się dać umotywowane odpowiedzi.
Pytania te są następujące:
Pierwsze – czy Konstytucja obecnie obowiązująca odpowiada dzisiejszym potrzebom Państwa i czy sprzyja jego wielkomocarstwowemu rozwojowi ?
Drugie – czy Konstytucja może być zmieniona ?
Trzecie – pod jakim kątem widzenia należy Konstytucję zmienić ?

      Czy Konstytucja obecnie obowiązująca odpowiada dzisiejszym potrzebom Państwa i czy sprzyja jego wielkomocarstwowemu rozwojowi ?
      Nie przypuszczam, żeby w Polsce znalazł się człowiek logicznie myślący, który by inną udzielił odpowiedź, jak negatywną.
      Ale wierzajcie, Szanowne Panie i Szanowni Panowie, że na pytanie, jaką powinna być owa Konstytucja, otrzymalibyście tyle różnych odpowiedzi, ile partii i partyjek istnieje w Polsce.
      Na przykład pan Wojciech KORFANTY chciałby mieć taką Konstytucję i taki Sejm, którego sąd marszałkowski nie miałby prawa wydawać o nim tak nieprzyjemnej opinii, jak to miało niedawno miejsce.
      Socjaliści spod znaku komunizującego PPS-u powiedzieliby, że Konstytucja musi być taką, która by umożliwiła za rok lub dwa przejście do dyktatury proletariatu, według wzorów jednego z ościennych państw.
      Ja ze swej strony scharakteryzuję ujemne cechy Konstytucji, aby można było z nich wysnuć wnioski, pod jakim kątem widzenia należy ją zmienić.
W Polsce obowiązuje Ustawa Konstytucyjna z 17 marca 1921 r., nieco zmodyfikowana ustawą z dnia 2 sierpnia 1926 r.
      Ciekawe jest, dlaczego właśnie taka a nie inna Ustawa Konstytucyjna została w marcu 1921 roku uchwalona ?
      Żeby na to odpowiedzieć, przytoczę autentyczne słowa, wypowiedziane przez pana profesora Edwarda DUBANOWICZA w broszurze pod tytułem „Rewizja Konstytucji”, wydanej w roku 1926.
      Niezmiernie ciekawą i charakterystyczną jest opinia profesora Dubanowicza, posła do Sejmu Ustawodawczego z ramienia tzw. prawicy i Przewodniczącego Komisji Konstytucyjnej tegoż Sejmu.
Niebezpieczeństwo nadużycia władzy w razie, gdyby ona znalazła się w reku człowieka (czytaj Piłsudskiego), do którego zasad państwowych, umiaru i poczucia prawa niepodobna było mieć zaufania, obawa przed wstrząśnieniami wewnętrznymi, które musiałyby towarzyszyć nadużyciu tych praw w okresie tworzenia się i ustalenia Państwa, przezwyciężyły poczucie potrzeby tych nieodzownych w normalnych warunkach atrybucji władzy wykonawczej.
      Zapytuję się tych panów, jakież były zasady państwowe, umiar i poczucie prawa tego człowieka wtedy, gdy oni w ciszy Wiejskiej ulicy konstruowali złą Konstytucję ?
      Zasadą państwową Marszałka Piłsudskiego było zorganizować Państwo Polskie wielkie i potężne; w sztandarze tej idei szukać należy źródła jego umiaru i poczucia prawa, które tak nie pasowały do pojęć panów suwerenów, zapatrzonych w szczytne hasła, wymalowane na partyjnych płachetkach, budujących Państwo wśród klubowych konferencji i zakulisowych intryg, podczas gdy Pierwszy Marszałek Polski mieczem wykuwał granice dzisiejszej Rzeczypospolitej Polskiej.
      Czytajmy, co mówi dalej pan Dubanowicz w swej broszurze o stworzonej przez siebie Konstytucji.
      „Posiada poważne niedomagania i braki … Mimo wskazań i przestróg, które już wówczas podnoszono z niejednej strony wobec ukazujących się kolejno projektów ustawowych, Konstytucja, tworzona w warunkach 1919 i 1920 roku w Polsce, musiała być skazana z góry na wiele niedoskonałości”.
      „Konstytucja, tworzona w warunkach” - Zapytam się, w jakich warunkach ? W warunkach, że właśnie Marszałek Piłsudski tworzył granice Polski, a nie człowiek spod partyjnego lub sprzymierzonego znaku pana Dubanowicza. Czytajmy dalej, co mówi autor Konstytucji:
Rozmiar i głębokość niedomagań i braków Konstytucji marcowej uwydatnia się odtąd z upływem każdego dzielącego nas od niej miesiąca i roku”.
Ileż tych niedomagań i braków istnieje obecnie po przeszło ośmiu latach, jaki jest ich rozmiar i jaka głębokość ?
Pozwólmy rodzaj tych braków i niedomagań opisać znowu panu Dubanowiczowi:
Najgłębszym niedomaganiem ustroju parlamentarnego, takiego jaki przyjęliśmy w Rzeczypospolitej Polskiej za wzorem angielsko – francuskim, jest przewaga czynnika parlamentarnego w stosunku do władzy rządzącej w Państwie.
      I w ustroju amerykańskim, jak i we wszystkich innych ustrojach państwowych świata, jest parlament czynnikiem istotnym w składzie władzy państwowej. Jest on tam jednak jednym z trzech czynników władzy; jego siła jest w budowie państwa miarkowana i równoważona przez dwa inne czynniki władzy państwowej: egzekutywę i sądownictwo
w ustroju parlamentarnym już w założeniu brak tej równowagi. Parlament ma w nim z góry zapewnioną supremację, co więcej, jest wystawiony na pokusę zupełnego podporządkowania sobie obu innych czynników władzy państwowej i osiągnięcia państwowej wszechwładzy.
      Przewaga parlamentu stanowi tedy w ustroju parlamentarnym niebezpieczeństwo ciągłe i żywe dla równowagi ustroju państwowego, już wówczas, gdy sam parlament, spoczywając na podstawach zdrowych, jest zdolny do działania prawidłowego, zakreślonego Konstytucją.
      Cóż dopiero, gdy czynnik parlamentarny jest sam dotknięty chorobą ? Gdy mając w swym składzie zbyt wielu ludzi, stojących swymi kwalifikacjami poniżej poziomu normalnego, okaże się niezdolnym do utrzymania się w jakichkolwiek z góry zakreślonych granicach ?
      Oczywiście, stanowi on wówczas niebezpieczeństwo nie tylko dla zasady podziału władz, dla równowagi ustroju państwowego, dla utrzymania obywatelskiej wolności.
Właśnie dlatego, że zajmuje miejsce centralne i dominujące w ustroju państwowym, że jest niejako rdzeniem tego ustroju, obniżenie poziomu, spaczenie i wykolejenie jego działalności są bezpośrednią i natychmiastową klęską całego ustroju.
      Jego paraliż i niezdolność do pracy są równoznaczne z trwałą chorobą i niemocą Państwa.
Nie może być już wówczas mowy o zadośćuczynieniu postulatowi wielkości i potęgi Państwa. Wchodzi w grę sprawa utrzymania się bytu Państwa.
Oczywiście, o ile tymczasem parlament nie zniszczy sam swej powagi i swego znaczenia realnego w Państwie.
      Parlament nie może bowiem bezkarnie także i w stosunku do siebie nadużywać tej władzy. Wszelkie nadużycie, wcześniej, czy później, zwraca się przeciwko jego sprawcy, podkopuje, niweczy jego autorytet moralny i jego znaczenie faktyczne”.
      Pan Dubanowicz przytacza dalej w swej broszurze wyjątki z pracy pana Charlesa BENOIST, który określa, że parlamentaryzm jest właściwie chorobą, i nazywa ją PARLAMENTARYTEM, przechodzącym w gangrenę.
Pan Dubanowicz stawia pytanie: Czy u nas jest lepiej ? Zaraz odpowiada - „Obawiam się, że gorzej:.
      Szanowne Panie i Szanowni Panowie – słowa te nie są wypowiedziane przez piłsudczyka, czy sanatora, wypowiada je sam autor Konstytucji, pan Dubanowicz. Czyż istnieje gorsze samobiczowanie się, jak te słowa ?
      Również ciekawy jest pogląd pana Dubanowicza na kwestię władzy wykonawczej, wygłoszony na posiedzeniu Komisji Konstytucyjnej Sejmu Ustawodawczego:
      „Rząd, w dodatku Rząd odpowiedzialny politycznie wobec tej Izby, Rząd, wyłoniony z większości, musi wówczas stać się prostym narzędziem, ekspozyturą Izby, która w tym wypadku musi wziąć na siebie cały ciężar nie tylko prawodawstwa, ale i Rządów państwowych, do którego to ostatniego zadania nie nadaje się przecież z racji już samego swego wielogłowego składu i prawnego charakteru.
      Gdy zaś w dodatku w Izbie tej osiągnie przewagę jedno stronnictwo, dzisiaj to, a za kilkanaście lub kilkadziesiąt lat – zgoła przeciwne, ster wielkiego państwa, posiadającego wielkie interesy polityczne, musi się wśród zgiełku skierować do przepaści absolutnych Rządów jednej partii, powtarzam dziś tej, za lat kilkadziesiąt, w miarę ewolucji stosunków, tamtej partii.
      Czyż to jest fundament, na którym panowie chcecie budować największy skarb, jaki posiadamy, Wolne nasze odzyskane Państwo, Rzeczpospolitą Polską ?
      Rządy zbiorowe mogą być również, a nawet bardziej despotyczne, aniżeli rządy jednostki; tłum wielogłowy, stanowiący Izbę, nie mając żadnej tamy dla swych zapędów, ma naturalną, nieprzezwyciężoną skłonność zagarnięcia pod siebie wszystkiego.
      Nie zadowala się uchwalaniem ustaw i przysługującym mu prawom kontroli nad Rządem i administracją; chciwy władzy, sięga po nią coraz bezwzględniej.
Miesza się nieustannie do spraw Rządu, decyduje rzeczy, których nieraz należycie ocenić ani nawet zrozumieć nie potrafi i bierze faktycznie w swoje ręce kierownictwo spraw państwowych.
      Staczając się coraz szybciej po tej równi pochyłej, która prowadzi do despotyzmu, Izba wtrąca się nie tylko do czynności rządowych, ale wywiera nacisk na Trybunały, aby ulegały jej widokom politycznym, wreszcie przywłaszcza sobie wymiar sprawiedliwości, sądzi, skazuje.
      Prawo staje się dźwiękiem bez treści tam, gdzie zmienia się co dzień ustawy i z równą szybkością uchwala nowe na potrzeby polityczne chwili.
      Te ustawy zawierają coraz częściej krzyczące niesprawiedliwości. Wolność, bezpieczeństwo obywateli nie istnieje. Namiętności rozpalają się coraz więcej, Izba staje się parlamentem, rządem i sądem. Nie masz granic jej władzy, nawet moralnej.
Samodzierżca ma sumienie; tłum nie ma sumienia.
      Samodzierżca kieruje się bądź co bądź względami opinii publicznej, czuje się odpowiedzialnym przed historią, czy przed Bogiem; w tłumie nikt nie poczuwa się do odpowiedzialności.
      Jeżeli nawet stanie przed oczyma komu zarzut: źle czynisz ? - to dusza tłumu podsuwa na to odpowiedź: A cóż ja ? Ja za to nie odpowiadam; wszyscy tak postanowili !”
Pan Dubanowicz nie dodał w swej broszurze, że ten największy skarb, jaki posiadamy, Wolne i Niepodległe Państwo Polskie, zawdzięcza swe granice Józefowi Piłsudskiemu.
      Pan Dubanowicz ostrzegał przed tym, co później nastąpiło, ale pomimo tych własnych ostrzeżeń on i jego partia oddali głosy za taką właśnie Konstytucją, bo nienawiść do pierwszego Marszałka Polski była silniejszą od zdrowego rozsądku i zdrowej myśli politycznej.
      Proszę Państwa. Zdradzę w tej chwili wielką tajemnicę odnośnie do broszury pana Dubanowicza, a mianowicie, że była ona pisana przed wypadkami majowymi 1926 roku.
Pan Dubanowicz był głęboko przekonany, że Wódz Naczelny po utrwaleniu granic państwowych i zawarciu zwycięskiego pokoju, Wódz Naczelny, którego zasługę dla Państwa stwierdził Sejm swoją uchwałą, a który dusił się w zatrutej jadem partyjnym atmosferze, rozsnuwanej koło Jego osoby, dostatecznie jest zniechęcony do naszych stosunków politycznych i zamknąwszy się w ciszy sulejowskiego dworku, więcej czynnie nie wystąpi.
      Zdawało się panu Dubanowiczowi i jego politycznym przyjaciołom, że nadszedł czas, ażeby oni, ci jedyni mężowie stanu, do których zasad państwowych, umiaru i poczucia prawa można mieć zupełne zaufanie, że oni, którzy w chwili, gdy bolszewicy podchodzili pod mury Warszawy, wyjechali do Poznania zbawiać Polskę, będą teraz mogli rządzić Państwem według swych własnych partyjnych recept i przepisów.
      Na szczęście pomylili się w swych przewidywaniach. Marszałek w ciszy Sulejówka myślał o przyszłości Polski, szukając właściwych dróg i sposobów ratowania organizmu państwowego, tracącego powoli siły w zatrutej atmosferze ówczesnego sejmowładztwa.
Nadszedł moment decydujący, gdyż gangrena, tocząca organizm państwowy posunęła się daleko i zaczęła zagrażać podstawom jego bytu. Z radykalnym środkiem trzeba było wstąpić na drogę uzdrowienia Państwa. Gorące żelazo, przyłożone do ropiejącej rany, powstrzymało proces rozkładu.
      Łatwiej się niszczy, niż buduje. Rekonwalescencja po ciężkiej chorobie bywa zwykle dłuższa od niej samej. Rozpoczęta budowa wymaga czasu i spokoju. Nadszedł obecnie drugi moment, w którym wzmocniony okresem spokoju i równowagi organizm państwowy trzeba gruntownie ustalić i utrwalić w skrystalizowanej formie właściwej Ustawy Konstytucyjnej.
  Proszę Panów, jeżeli teraz powrócę do mojego początkowego pytania, czy Konstytucja obecnie obowiązująca odpowiada dzisiejszym potrzebom Polski i czy sprzyja jej mocarstwowemu rozwojowi, to chyba po opinii tak „miarodajnego człowieka”, jakim jest jeden z jej twórców, nie potrzebuję dodać ani jednego słowa krytyki, żeby głośno oświadczyć, że obecnie obowiązująca Konstytucja jest słabością Polski, jest przyczyną wszelkiego zła, jest chorobą, którą Benoist nazwał PARLAMENTARYTEM, przechodzącym w gangrenę. Proszę Panów, przy takiej chorobie trudno mówić o sile i stałości organizacji państwowej.
      Pan Premier w swoim przemówieniu z 19 listopada wypowiedział znamienne słowa:
Niestety, nie tylko my, ale i wszyscy na świecie są przekonani, że nasze geograficzno – polityczne położenie wymaga od nas lepszej i silniejszej organizacji państwowej, niż ja mogą mieć inne narody … Niepokój ogarnia na myśl gdybyśmy z taką organizacją ustroju Państwa, w jakiej się dziś znajdujemy, znaleźli się w chwilach ciężkich … Nie zapomnijmy również o tym, żeśmy pracy scalenia byłych trzech dzielnic w jedną zwartą pod względem organizacyjnym Polskę jeszcze nie dokończyli i że to trudne zadanie tylko przy ciągłości polityki może być racjonalnie osiągnięte. Musimy wreszcie zabezpieczyć się przed nawrotem stosunków, jakie przeżywaliśmy przed majem 1926 roku”.

Szanowne Panie i Szanowni Panowie !
Ja celowo nie szukałem słów w moim sercu i moim sumieniu, ażeby scharakteryzować obecną Konstytucję. Bałem się, żeby z moich ust żołnierskich nie popłynęły zbyt drastyczne wyrażenia.
      W chwili, gdy panowie Dubanowicze i inni tworzyli Konstytucję, myśmy nie mieli czasu, aby przemawiać do sumień tych nieszczęśliwych twórców.
      Całą naszą uwagę mieliśmy skierowaną na grożące Państwu niebezpieczeństwo ze wschodu. Zasłanialiśmy żołnierskimi piersiami Polskę, pomagając Marszałkowi Piłsudskiemu z całym zaparciem swego ja wykuwać mieczem granice dzisiejszej naszej Ojczyzny.
      Wierzajcie mi, że tam na froncie zdawaliśmy sobie sprawę, że w Warszawie w 1919 i 1920 w sercach i mózgach panów suwerenów kryje się nienawiść do Twórcy polskiego czynu zbrojnego, lecz nie zdawaliśmy sobie sprawy, że ten jad na szereg lat zarazi cały nasz organizm państwowy.
Przejdźmy teraz do drugiego pytania: Czy Konstytucja może być zmieniona ?
Pytanie to celowo postawiłem, gdyż w wypadku niemożności zmiany Konstytucji w chwili obecnej, mnie, jako członkowi Rządu, trudno byłoby mówić publicznie o zmianie, a tym bardziej przeprowadzać krytykę obowiązującej Ustawy Konstytucyjnej.
Art. 125 Konstytucji z marca 1921 roku głosi:
Zmiana Konstytucji może być uchwalona tylko w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów, względnie członków Senatu, większością 2/3 głosów.
Wniosek o zmianę Konstytucji winien być podpisany co najmniej przez 1/3 część ustawowej liczby posłów, a zapowiedziany co najmniej na 15 dni.
Drugi z rzędu, na zasadzie tej Konstytucji wybrany Sejm, może dokonać rewizji Ustawy Konstytucyjnej własną uchwałą, powziętą większością 3/5, przy obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów.
Co lat 25 po uchwaleniu niniejszej Konstytucji ma być Ustawa Konstytucyjna poddana rewizji zwyczajną większością Sejmu i Senatu, połączonych w tym celu w Zgromadzenie Narodowe”.
Z powyższego 125 artykułu wynika, że obecnie obradujący Sejm własną uchwałą mocen jest dokonać rewizji Ustawy Konstytucyjnej i to większością 3/5 głosujących przy obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów. Jeżeli obecny Sejm tego nie uczyni, to dopiero w 1945 roku może to uczynić Sejm i Senat, połączone w Zgromadzenie Narodowe.
      Zapytuję się, czy przy tego rodzaju Ustawie Konstytucyjnej, tak strasznie zobrazowanej przez jej twórcę, pana profesora Dubanowicza, wolno nam czekać aż do roku 1945, aby dokonać rewizji Konstytucji ?
      Wołam głośno – Nie ! Bo rozmiar i głębokość niedomagań Konstytucji marcowej uwydatnia się odtąd z upływem każdego dzielącego nas od niej miesiąca i roku.
      Nie ! - Bo Polsce grozi największe niebezpieczeństwo. Dalej, bo wróg czyha na wyzyskanie słabości Polski, bo zmiany tej wymaga wielkomocarstwowa Polska !
Cała Polska i jej obecne i przyszłe pokolenia wymagają, żeby bezzwłocznie przystąpić do rewizji Ustawy Konstytucyjnej.
      Zanim przystąpię do rozpatrzenia trzeciego pytania, chciałbym rzucić parę uwag, w jakim kierunku winna iść zmiana dzisiejszej Konstytucji z punktu widzenia interesów gospodarczych, przemysłowych i społecznych Górnego Ślaska.
      Musimy choćby pobieżnie zastanowić się, na jakich zasadach winien być oparty ustrój Państwa, aby przemysłowi górnośląskiemu zapewnić trwałe warunki rozwoju i całkowitą zdolność konkurencyjną na arenie międzynarodowego handlu.
Wiemy wszyscy z doświadczenia, że państwa, które posiadały stały, jednolity kierunek polityki rządowej, niepodlegającej postronnym wpływom, mogły łatwo również, dzięki stałej jednolitej polityce przemysłowej, zapewnić swemu przemysłowi świetny rozwój i wielkie znaczenie w międzynarodowych stosunkach. Przecież niedawno jeszcze, bo zaledwie przed 100 laty, w Anglii stosunek ludności rolniczej do zamieszkałej w miastach wyrażał się cyfrą 3/4 do 1/4, podczas gdy dzisiaj jest już akurat odwrotnie.
      Historia dostarcza nam dosyć przykładów, że tam, gdzie życie przemysłowe wolne było od partyjnych wpływów, gdzie polityka przemysłowa nie była zależna od programu partii, będącej w danej chwili u steru rządu, a jedynie naturalne warunki rozwojowe, racjonalnie pielęgnowane i wspierane, nadawały jej kierunek, przemysł mógł swobodnie rozwijać się, osiągając wspaniałe wyniki i przysparzając państwu wiele korzyści materialnych.
      Tendencją każdego państwa jest posiadanie takich zasobów gospodarczo – przemysłowych, które w wypadku przymusowej izolacji od innych organizmów państwowych, zdarzającej się w okresie zbrojnych konfliktów, umożliwiłyby samodzielną i niezależną egzystencję przy możności zaspokojenia wszelkich konieczności, związanych z obroną Państwa.
      Ostatnia wojna nauczyła nas metodą dokuczliwie poglądową, że rozwój techniki przemysłowej jest jednym z kapitalnych zagadnień zwycięskiej wojny.
Przyszłe niewykluczone wojny będą pod adresem techniki przemysłowej stawiać niepomiernie jeszcze większe wymagania.
      Pogląd ten jest dzisiaj aksjomatem – pewnikiem, nieuznawanym jedynie chyba przez zaślepionych idealistów albo wrogów wielkomocarstwowej Polski.
      Racja stanu Polski wymaga od nas, żebyśmy stale i ciągle o tym myśleli. We wszystkich naszych poczynaniach gospodarczo – przemysłowych musi dominować troska o przyszłe losy Państwa.
      Postawić na odpowiedniej koniecznej wyżynie technikę przemysłową może jedynie i wyłącznie przemysł ciężki. Nie można sobie wyobrazić mocarstwowej Polski bez ciężkiego przemysłu z zapewnionymi najdalej idącymi warunkami swobodnego rozwoju.
Wielki przemysł Polski, to przede wszystkim przemysł górnośląski. Rolę swoją,znaczenie i rozwój przemysł ten zawdzięcza wam, synom tej ziemi. Wyście serdeczną swoją krwią, przelaną w szeregu powstań, stwierdzili przynależność historyczną i gospodarczą Śląska do Macierzy.
      Ani robotnikowi, ani przemysłowcowi górnośląskiemu zapomnieć nie wolno, że całą jego przyszłość i naturalny rozwój leży w sile jednolitości organizacyjnej Państwa Polskiego, które ma temu przemysłowi dawać opiekę i wywalczać mu jak najlepsze warunki rozwojowe.
      Powszechnie jest wszystkim wiadomo, że życie gospodarcze Państwa wymaga dla swego racjonalnego rozwoju jak najbardziej ustabilizowanych warunków wewnętrznych, równej, spokojnej i prostolinijnej polityki gospodarczej, na którą nie mogą mieć wpływu doraźne postulaty partyjne, która nie może być uzależniona i powolna interesom pewnych klubów i koterii politycznych.
      Przemysł musi pracować zawsze pod kątem widzenia interesów państwowych, gdyż w organizacji państwowej czerpie siłę i wsparcie, a pozostawiony samotnie, lub zdany na wolę postronnych czynników, traci podstawę rozwoju i ulega w nierównej walce ze zorganizowaną i popartą przez inne państwa konkurencją przemysłu zagranicznego.
Polityka przemysłowa jest niezmiernie czuła na wszelkie zmiany wewnętrzne; jedynie silny aparat państwowy, nie podlegający okresowym fluktuacjom, może zapewnić jej siłę i należytą, jednostajną linię rozwoju.
      Stąd też, kiedy nasza polityka wewnętrzna i całe życie społeczne ulegały ciągłym wahaniom, spowodowanym rozwielmożnieniem się partyjniactwa, w przemyśle górnośląskim, jak w soczewce, odzwierciedlały się te wszystkie wahania. Żył on z dnia na dzień, przechodząc nieustające kryzysy, tak przykre dla przemysłowca, jak dla robotnika.
Boć przecież nie tylko na Państwa życie tak fatalnie wpływa partyjniactwo. Zagadnienie związków zawodowych jest kapitalnym zagadnieniem klasy robotniczej; solidarność robotnicza jest ostoją praw robotniczych.
      W bardzo ciężkich warunkach zdobywaliście swoje prawa, w najtrudniejszych warunkach zdobywała swoje prawa klasa robotnicza w byłym zaborze rosyjskim.
      Spojrzyjcie dzisiaj na swoje związki zawodowe, czyż nie przedstawiają one tego samego obrazu partyjniactwa, jakim jest, zawdzięczając sejmowładztwu, przesiąknięte całe nasze życie polityczne.
      Każdy zawód posiada niemal tyle związków, ile partii istnieje w Sejmie. Czyż interesy zawodowe nie wymagają jednolitego frontu całej klasy robotniczej ?
      Wyczuwa dobrze robotnik i wyczuwają przemysłowcy, że tylko usprawnienie aparatu państwowego i skonsolidowanie życia wewnętrznego umożliwi wam spokojną i racjonalna pracę.
       Widzieliście Panowie, że kiedy Sejm, zapominając o swojej właściwej roli, zaczął ingerować w życie przemysłowe, uzależniając decyzje gospodarcze od widzimisię tego lub tamtego pana posła, takiej czy innej zakulisowej intrygi, nie mogliście z rozwojem przemysłu ruszyć z miejsca.
Odczuwał to również na sobie i robotnik górnośląski, przeżywając ustawiczne kryzysy bezrobocia, tak fatalnie odbijające się na życiu rodzinnym i dobrobycie.
      Dopiero wówczas, kiedy Rząd zapewnił życiu gospodarczemu Polski spokój i jednostajną politykę gospodarczą, kwestia bezrobocia przestała być aktualną i robotnik górnośląski, znajdując pole do pracy, nie potrzebuje ciągle obawiać się o swój byt i przyszłość rodziny. Nastąpiła lepsza koniunktura gospodarcza.
      Zagadnienie koniunktury w życiu gospodarczym jest jednym z najważniejszych jego momentów. Koniecznością jest uchwycenie w lot wymogów tej koniunktury i odpowiednia natychmiastowa na nie reakcja.
      W niedawnych rozmowach, jakie prowadziłem z panami przemysłowcami, udowodniliście mi panowie, ile przemysł traci na złej łączności telefonicznej z Gdynią oraz ościennymi państwami.
      Dyspozycje, wydane w nieodpowiedniej chwili, narażają was na poważne straty. Sprężystość w wydawaniu rozkazów i zarządzeń, spowodowanych płynnością życia gospodarczego w poszczególnych przedsiębiorstwach, jest rzeczą niezbędną; w przeciwnym wypadku przedsiębiorstwo nie jest w stanie normalnie się rozwijać. Czyż nie jest konieczną sprężystość w życiu gospodarczym całego Państwa ?
      Czyż organizm gospodarczy Państwa podlega innym prawom, aniżeli organizm gospodarczy przeciętnego przedsiębiorstwa ?
      Czyż Minister Przemysłu i Handlu jest w stanie sprężyście reagować na wymogi koniunktury życia gospodarczego Państwa w wypadku, gdy musi się liczyć z opinią partyjnych suwerenów ? Weźmy przykład z niedawnej przeszłości:
Wojna celna z Niemcami, strajk węglowy w Anglii – to były koniunktury gospodarcze; jedna ujemna, druga dodatnia.
Czyż nie należało na nie natychmiast reagować ? Każdy dzień zwłoki, to strata niepowetowana.
      Pan Minister Kwiatkowski, stojąc na czele tego najważniejszego resortu gospodarczego, jakim jest niewątpliwie Ministerstwo Przemysłu i Handlu, szybko uchwycił sytuację i rzucił zdecydowane, jasne i wyraźne hasło: za każdą cenę szybko i sprężyście rozbudować port w Gdyni.
      Gdyby zagadnienie Gdyni było przez poprzednich Ministrów Przemysłu i Handlu tak energicznie postawione, to znacznie mniej odczuwalibyśmy wojnę celną z Niemcami i nierównie lepiej można by wykorzystać angielski strajk węglowy.
      Dzisiaj Gdynia, dzięki decyzji pomajowego Rządu, rozwija się iście po amerykańsku, a rozwoju swego nie zawdzięcza sumom budżetowym Sejmu, lecz jedynie zdecydowanej polityce gospodarczej Rządu, który miliony nadwyżek budżetowych rzucił w jej rozbudowę.
      Reakcja panów suwerenów na wymogi koniunktury wyglądała nieco odmiennie, bo za użycie tych nadwyżek (w wielkiej mierze wydanych właśnie na Gdynię), partyjniactwo sejmowe oddało pana Ministra Skarbu pod sąd Trybunału Stanu !
Swego czasu stałem, jako Naczelny Dyrektor, na czele wielkiego przedsiębiorstwa państwowego „POLMIN”, największej fabryki olejów mineralnych na kontynencie. „POLMIN” (w Drohobyczu) odziedziczyliśmy po rządach zaborczych. Nie chcę tutaj poruszać zagadnienia etatyzmu; biorę goły fakt: Państwo jest właścicielem wielkiej rafinerii, nie mającej własnego surowca.
      Dla normalnego i zdrowego rozwoju tego przedsiębiorstwa jest niezbędną koniecznością zakupienie własnych kopalń.
      Jako dobry gospodarz, całą swą energię zwróciłem w kierunku osiągnięcia tego podstawowego postulatu polminowskiej polityki gospodarczej. W waszych przedsiębiorstwach decyduje w takich sprawach Rada Nadzorcza. Państwowe przedsiębiorstwa pracują w innych warunkach. Mają one wprawdzie swoje Rady Nadzorcze, które jednak w takich sprawach nie decydują, te bowiem poddane są kompetencji Nadrady Nadzorczej, złożonej z 555 członków w osobach panów posłów i senatorów.
      Możecie sobie panowie wyobrazić, jak łatwo i sprawnie w takich warunkach rozwiązywane są podstawowe zagadnienia gospodarcze.
      Zawdzięczając Panu Ministrowi Kwiatkowskiemu i osobistym znajomościom wśród członków klubów partyjnych, przeprowadziłem swój wniosek przez dwie Komisje Sejmowe: finansową i gospodarczą; gdy zdawało się, że wszystko będzie pomyślnie załatwione, powstał nagle nieprzyjemny incydent między dwoma członkami tej Nadrady Nadzorczej i skutek tego był taki, że wniosek trzeba było z Sejmu wycofać, bo ugrupowania partyjne orzekły, że z powodu owego incydentu wniosku nie poprą.
Członkowie Nadrady Nadzorczej z powodów postronnych przeszli do porządku dziennego nad wymogami gospodarczymi „POLMINU”.
      Tak wygląda w życiu państwowym polityka gospodarcza, uzależniona od zmiennych koniunktur parlamentarnych.
      W stosunku do zagadnienia zależności Rządu od interesów partii, posiadającej w danym momencie większość parlamentarną, słyszy się nieraz, że Rząd koalicyjny stanowi remedium na wszelkie zło.
Niejeden taki Rząd koalicyjny istniał i u nas. Niejeden też a tysiące ujemnych faktów można by przytoczyć z okresu tych Rządów. Nic dziwnego: Rządy koalicyjne są rezultatem ugody międzypartyjnej. Ugoda wymaga wzajemnych ustępstw.
Rząd tego rodzaju nie może być silny, gdyż jest wypadkową różnych sił partyjnych.
Partie w takich wypadkach wysuwają do Rządu ludzi słabych, obawiając się, że silne jednostki mogłyby się łatwo wyemancypować spod ich wpływów i z przedstawicieli interesów partyjnych w Rządzie stać się przedstawicielami interesów całego Państwa.
Wyobraźmy sobie Ministra Przemysłu i Handlu, rozpatrującego interesy tego resortu pod kątem widzenia jakiejś partii. Nie chciałbym być świadkiem tego chaosu, który powstałby w całym życiu gospodarczym. Wielki przemysł chyba najdotkliwiej odczułby tego rodzaju chaos na własnej skórze.
      Na ciągłe na stanowiskach Ministrów zmiany mogą sobie pozwolić państwa bogate, dobrze zorganizowane, gospodarczo i politycznie wyrobione; narody, u których linie wytyczne państwowej gospodarki są na szereg lat ustalone i oparte o doświadczenia licznych poprzednich pokoleń; narody, które mają wyrobionych funkcjonariuszy państwowej administracji i dobrą organizację pracy.
      Jak najfatalniej odbijały się te ciągłe zmiany Ministrów u nas, gdyż jesteśmy Narodem politycznie mało wyrobionym, gospodarczo dopiero organizującym się i mamy funkcjonariuszy państwowych, którzy mimo jak najlepszych chęci posiadają tak mało, w porównaniu z innymi państwami, doświadczenia.
I sądzę, że będę wyrazicielem interesów Górnego Śląska, o ile na tym miejscu jeszcze raz pokreślę, że podstawą rozwoju przemysłu i dobrobytu robotnika jest ciągłość polityki, którą zapewnić może jedynie silny i trwały Rząd, uniezależniony w swej pracy od wpływu tych czy innych koterii politycznych.
      Pamiętajcie Ślązacy, że bez oparcia się o swoje własne wielkie Mocarstwo bylibyście tylko helotami potęg cudzoziemskich. Państwo daje wam ochronę, wy dajecie mu pracę i to pracę wydajną, którą najlepiej uwidaczniają cyfry statystyki:
w 1913 r. wydobywał polski robotnik na Górnym Śląsku rocznie 257 tony węgla, a w 1928 r. dla mocarstwowego stanowiska Polski – 389 ton węgla, podczas gdy Niemiec w tymże roku wydobywa 360 ton, robotnik w Zagłębiu Ruhry – 318 ton węgla.
      Cyfry te mówią najlepiej, że umiecie pracować, że pracujecie lepiej dzisiaj dla Polski, niż dawniej dla Niemiec, że wydajność pracy polskiego robotnika jest największa w Europie.
      Obecnie przechodzę do trzeciego pytania, postawionego na wstępie: Pod jakim kątem widzenia powinna być zmieniona Konstytucja ?
      W tytule dzisiejszego mego odczytu tkwi mój punkt widzenia, jako obywatela Polski – Wielkomocarstwowa Polska.
Polska jest i musi na zawsze pozostać wielkim Mocarstwem i w myśl tego problemu musi być zmieniona Konstytucja, Konstytucja nieodpowiednia dla mocarstwowego stanowiska Polski.
      Od kogo zależy jeszcze mocarstwowe stanowisko Polski ? Od nas, od synów tej ziemi, od naszej wytrwałości i pracy, od naszego geniuszu, od naszego mózgu i naszych nerwów.
150-letnia praca całej Polski, a 500-letnia wasza praca, Ślązacy, szły na dobro, na rachunek wielkomocarstwowego stanowiska naszych wrogów. Dzisiaj cały nasz wysiłek jednolitego polskiego Państwa może, powinien i musi iść na dobro, na rachunek wielkomocarstwowej Polski.
      Ten problem wymaga wysiłku nie jednej klasy, nie jednej warstwy – a całego Narodu.
Z chwilą, gdyście odrzucili miecz i chwycili za młot, gdyście stanęli do wyścigu pracy w myśl hasła, rzuconego przez Józefa Piłsudskiego, widać, że wasz wysiłek jest wielki, że przewyższacie w tej pracy inne narody. Wyścig pracy wymaga spokoju.
      Spokój zapewnić może tylko silna i stała władza wykonawcza. W książce, w której zabrali głos fachowi prawnicy, jest taka konkluzja:
Jeżeli jednak wzmocnienie władzy wykonawczej ma być w pełni urzeczywistnione i ma być w pełni osiągnięty zamierzony cel: skonsolidowanie Państwa, oparcie go na silnych podstawach wobec niebezpieczeństw zewnętrznych i Wewnętrznych, zapewnienie mu trwałego i pomyślnego rozwoju, to konieczne jest wyposażenie Prezydenta w taki autorytet, który by mu pozwolił faktycznie korzystać z uprawnień, nadanych Konstytucją”.
      Proszę Panów – wiekowa niewola naszego narodu usposobiła nas negatywnie do każdego Rządu, który na naszych ziemiach władał. Nienawiść do Rządu przekazywały pokolenia pokoleniom.
      Objaw ten był przez każdego rozumiany, a każde wystąpienie przeciwko najezdniczym rządom było zaliczane do czynów bohaterskich.
       Utrata Niepodległości i wtłoczenie całego życia narodu polskiego w obce i wrogie nam organizmy państwowe musiały negatywnie i wrogo usposobić nas do rządów zaborczych.
Wiadomym nam wszystkim było, że polityka tych rządów, oparta na dążeniach, skierowanych przeciwko naszemu bytowi, przeciwko naszym najniezbędniejszym potrzebom narodowym, społecznym i gospodarczym, zdążała do zupełnego wymazania imienia polskiego z kart historii narodów Europy.
      Walka z uciskiem zaborców była hasłem każdego uczciwego Polaka, hasłem, które wielokrotnie przybierało formę realnego czynu w szeregu zbrojnych powstań i krwawych wystąpień rewolucyjnych, których echa, tłumione w mrocznych murach więziennych cel, długo odzywały się dźwiękiem żelaznych kajdan sybirskich zesłańców.
Negatywny stosunek do obcych rządów był dla nas narodowym obowiązkiem. Zupełnie inaczej przedstawia się ta sprawa dzisiaj.
      Dzisiaj posiadamy wszak swój własny, polski rząd. To, co było słuszne i celowe w stosunku do najezdniczych rządów, jest niesłusznym i niecelowym, a nawet zbrodniczym w stosunku do własnego Rządu.
       Ważność dzisiejszej chwili i zdrowa myśl o przyszłości Polski wymaga innego ustosunkowania się społeczeństwa do swego Rządu.
       Racja stanu Polski wymaga rzeczowego ustosunkowania się społeczeństwa do podstawowych zagadnień naszego ustroju. Powaga chwili musi pohamować partyjne namiętności politycznych wystąpień.
Idea mocarstwowego stanowiska Polski niech stłumi egoistyczne ideały poszczególnych partii.
Rząd zdaje sobie dokładnie sprawę ze swych dążeń w kierunku jak najlepszego rozwiązania naszych konieczności państwowych, którym społeczeństwo musi się podporządkować.
      W wypadkach zaś przeciwstawienia się dążeniom w formie nierzeczowej dyskusji lub partyjnego warcholstwa wykorzystamy całą naszą energię i siłę, ażeby ostatecznie zniszczyć gangrenę PARLAMENTARYTU.
      Rząd, przez usta Pana Premiera Świtalskiego na odczycie wygłoszonym w Warszawie 19 listopada o „Rewizji Konstytucji” wysunął jako zasadę naczelną:
Utrzymanie siły Państwa przez zapewnienie mu silnego i trwałego Rządu”.
      Rząd wysunął tę zasadę jako zasadę naczelną, nie tylko dlatego, że kierowało nim poczucie polskiej racji stanu, ale także, że wyczuwa prądy, nurtujące szerokie sfery społeczeństwa.
      Jestem głęboko przekonany, że idea silnego i trwałego Rządu jest także koniecznością całego życia przemysłowego Górnego Śląska i że wy Górnoślązacy zwartą masą poprzecie nas w dążeniu do urzeczywistnienia tej zasady w imię idei - „Wszystko dla Polski”.

Brak komentarzy: