Preliminarz budżetowy na 1930/1931 - pierwsze czytanie w Sejmie

Pierwsze czytanie preliminarza budżetowego za okres od 1 kwietnia 1930 do 31 marca 1931 r.
Posiedzenie 62 w dniu 5 grudnia 1929 r.

Głos ma Kierownik Ministerstwa Skarbu Ignacy MATUSZEWSKI.

Wysoka Izbo !
Preliminarz budżetowy, który przedłożono Sejmowi, jest planem gospodarki państwowej na rok 1930/31. gospodarka, wedle tego planu, zacznie się zatem dopiero za 4 miesiące, zakończy zaś za 16 miesięcy od chwili obecnej. Nie sposób więc ani uzasadnić, ani ocenić krytycznie preliminarza, jeśli nie rozpatrywać go na tle szerszym, na tle ogólnej sytuacji gospodarczej i prawdopodobnego jej rozwoju. Zarówno optymizm, jak i pesymizm, narzucany przez położenie obecne jednej klasy, jednej warstwy, jednego powiatu czy pojedynczego folwarku – nie może służyć za podstawę ani do planowania, ani do sądu o planach przyszłej gospodarki.
Z dnia dzisiejszego wolno i trzeba brać pod te skutki tylko, jakie prawdopodobnie działać będą w okresie wykonywania przyszłorocznego budżetu.
Nie tyle więc bóle bieżącej chwili, ani jej radości winny być rozważana – ile prawdopodobny rozwój zjawisk dodatnich i ujemnych, ile tendencja wzmagająca się czy słabnąca. Im więcej przenikliwości w sięganiu w przyszłość potrafią Panowie okazać, im bardziej ostrożne i wolne od sugestii przemijających trudności i przemijających powodzeń będą te przewidywania – tym ocena i przystosowanie przyszłego okresu będzie lepsze.
W życiu gospodarczym Polski w momencie kiedy budżet układano, i teraz, gdy ma być on rozważany, zarysowały się wyraźnie trzy zjawiska. Dwa z nich o charakterze przejściowym dość jednak głębokim, aby odbić się w skutkach na przyszłym okresie budżetowym. Tymi zjawiskami były i są: ogólna ciasnota pieniężna na rynkach światowych ze wszystkimi stąd wynikającymi trudnościami, oraz kryzys cen dla produkcji zbożowej. Podkreślam z naciskiem, że nie dla całej produkcji rolniczej, lecz właśnie dla produkcji zbóż.
Trzecim zjawiskiem, o charakterze – jak wierzę – nieprzemijającym, jest wielka odporność, okazana przez organizm gospodarczy Polski wobec tego pierwszego kryzysu ekonomicznego, przed jakim stanęliśmy od czasu pamiętnego kryzysu lat 1925 i 1926.
Nie będę analizował szerzej wszystkich tych zjawisk. . Niewątpliwie Panowie muszą być z nimi dokładnie obeznani. Pragnę raczej oświetlić prawdopodobne skutki czynników tych w przyszłości, aby na tym tle dokładniej wystąpił plan naszej gospodarki budżetowej w roku następnym.
Co do zjawiska powszechnej ciasnoty pieniężnej, jaka istnieć poczęła na rynkach światowych od połowy 1926 r., obecnie zaś przechodzi przez fazę konwulsyjnych wstrząsów giełdowych, uderzających kolejno w New York, Berlin, Paryż – to pozwolę sobie wypowiedzieć mniemanie dosyć być może nieoczekiwane. Sądzę bowiem, że skutki tej ciasnoty pieniężnej stać się mogą dla naszej gospodarki narodowej w pewnym stopniu dodatnie. Postaram się wyjaśnić – dlaczego.
Co jest przyczyną ciasnoty pieniężnej ?
Zapotrzebowanie na pieniądz wywołuje człowiek, który więcej wydaje, niż zarabia. Zapotrzebowanie na pieniądz wywołuje człowiek, który zakłada przedsiębiorstwo, do którego stworzenia potrzebne są większe środki, niż te, którymi sam rozporządza. Podaż pieniądza stwarza człowiek, który mniej wydaje niż zarabia, człowiek który oszczędza. Wzajemny stosunek tej podaży i popytu jest płynnością lub ciasnotą kredytową. Jeśli człowiek czy państwo, czy naród, czy świat cały prawie, jak dzisiaj, chce budować więcej i prędzej, niż na to pozwala nadwyżka ich wytwórczości nad ich spożyciem – to równowaga zostaje zwichnięta i muszą nastąpić wstrząsy, tym głębsze, im zjawisko zbyt pospiesznego inwestowania się było szersze, im więcej jednostek w ten czy inny sposób związało się z fałszywym rachunkiem możliwości szybkiego zarobku, uwierzyło w zbyt różowe perspektywy.
Ciasnota pieniężna, jaką od półtora roku obserwujemy w różnej skali napięcia na całym świecie, była właśnie takim zjawiskiem zbyt szybkiego tempa rozbudowy nowej wytwórczości, nie zaś objawem powszechnej przewyżki spożycia nad wytwórczością. Dlatego też trudności stąd wynikłe nazwałem przemijającymi. Dlatego sądzę, że wstrząsy, które w różnym stopniu szarpnęły rożnymi krajami, nie są zwiastunem powszechnego zubożenia, które musiałoby stać się i dla nas dotkliwe. Dlatego wreszcie widzę pewne możliwości dodatnie, wynikające z przebiegu powszechnego (choć nierównomiernego) kryzysu kredytowego – dla naszej gospodarki.
Pierwszym zjawiskiem, które może dać skutki pożądane, jest pewne zmniejszenie różnic w drożyźnie kredytowej naszej - wobec szeregu krajów, z którymi jesteśmy w ożywionej wymianie.
Przez całe prawie 10-lecie różnice te były duże i bardzo stopniowo malejące. W roku 1925 stopa procentowa Banku Polskiego wynosiła 10 – 12%. Oficjalna stopa bankowa 24%, stopa prywatna wahała się od 30 do 40%. W tym samym czasie stopa Reichsbanku wynosiła 10 – 9%, Banku Austriackiego 13 – 11 – 10 – 9%. To charakteryzuje Europę Środkową. Stopa Banku Angielskiego 4 -5 - 4 – 4 – 5% jest miarodajna dla Europy Zachodniej. Wreszcie stopa Banku Rumuńskiego, do pewnego stopnia charakterystyczna dla Bałkanów, wynosiła 6%.
Nie jest to niczyja winą. Tak być musiało.
Polska, zanim mogła, jak inni, rozbudowywać, musiała się odbudować. Ciężary wojny wszędzie indziej prawie tak czy inaczej, czy jako spłaty reparacyjne, czy jako zwrot długów, rozłożone zostały na pokolenia i ułatwione przez kredyt. Finansowo – dla Polski wojna była bezpośrednim mechanicznym zniszczeniem kapitału. Spalono wsie, zburzono budynki, wycięto lasy, zarekwirowano bydło i konie, wywieziono maszyny. Poza wąskim pasem zniszczonych departamentów francuskich nigdzie wielka wojna nie szarpnęła głębiej samego majątku narodowego. Przeciwnie – większość państw wojujących nie tylko nie została zniszczona, ale rozbudowała w czasie wojny swój przemysł, udoskonaliła go, rozszerzyła. Setki miliardów, wyrzuconych w powietrze z pociskami armatnimi – jako rezultat finansowy stworzyły dla większości państw wojujących olbrzymie obciążenie pożyczkowe. Podczas kiedy wielu uczestników tej wojny wyszło z niej z obciążoną, nieraz nawet bardzo, hipoteką – my wyszliśmy ze spalonymi domami.
Głód kredytowy w Polsce, po dzień dzisiejszy trwający – tym się głównie tłumaczy. Na to, aby odbudować swój dom, swój warsztat, środki wytwórcze, na to każdy, kto chce żyć i pracować, szuka środków za każdą prawie cenę. Charakterystyczne jest, że w dzielnicach zachodnich, nie tkniętych przez wojnę, zapotrzebowanie na pieniądze, drożyzna kredytu była zawsze i jest po dzień dzisiejszy mniejsza, niż tam, gdzie przeszedł walec wojny.
Ta naturalna potrzeba odbudowy przede wszystkim, a potem dopiero rozbudowy utrzymywała rozpięcie między ceną pieniądza u nas i ceną za granicą na wielkiej rozpiętości, malejącej bardzo powoli.
I otóż rok bieżący przyniósł zmianę dość wyraźną w tym układzie. Jeszcze 1 stycznia 1929 r. rozpiętość między stopą dyskontową Banku Polskiego i Banku Rzeszy wynosiła 1¾ punktu, Banku Austriackiego 1½ punktu, między Bankiem Polskim a Bankiem Angielskim 3½ punktu i Bankiem Rumuńskim 2 punkty.
Dziś różnice te wynoszą: do Banku Angielskiego 3, Banku Rzeszy 1½, Banku Austriackiego ½ punktu, stopa zaś Banku Rumuńskiego przewyższa naszą o ½ punktu.
Podobnie jest ze stopą bankową, która w Polsce wzrosła w ciągu roku bieżącego o 1 punkt, podczas gdy w wielu potężnych finansowo krajach Europy wzrosła bardziej. Jeżeli zaś chodzi o także mało miarodajną, moim zdaniem, tak zwaną „stopę prywatną” na rynku polskim, to wykazuje ona w ciągu tego roku spadek. W styczniu wynosiła, wedle Instytutu Badania Koniunktur 19%, dziś zaś 17%.
Co to znaczy ? Znaczy to, że w stosunku do wielu krajów Europy, z którymi znajdujemy się w stosunkach ożywionej wymiany, nasze kredytowe warunki wytwórczości zrównały się nieco. I to jest pierwszy, a bynajmniej nie mało znaczący skutek dodatni kryzysu pieniężnego dla rynku polskiego.
Drugim plusem, jaki może mieć dla gospodarki polskiej przystosowanie się do ogólnej ciasnoty pieniężnej, jest możliwość wzmocnienia się przedsiębiorstw już istniejących. Dzięki temu, iż tempo inwestycji, zarówno państwowych, jak i prywatnych przyhamowane zostało dość wcześnie, zaistniało zjawisko na pozór tylko paradoksalne, iż łatwiej jest o środki obrotowe dziś w czasie kryzysu pieniężnego, niż wówczas, gdy o kryzysie pieniężnym w Europie nie było mowy. Zwolnienie tempa rozbudowy spowodowało, iż stosunek kapitałów obrotowych do kapitałów zainwestowanych uległ niewątpliwej poprawie. Rynek nasz upłynnił się. Rozumie się, że korzystając z tego upłynnienia osiągać łatwiej, niż w roku poprzednim, środki obrotowe mogą tylko te przedsiębiorstwa, które stoją na mocnych podstawach. Przystosowanie się do warunków nastąpiło w porę i dlatego kurczenie się rynku konsumpcyjnego nie było tak gwałtowne, ani głębokie,aby zachwiać tymi warsztatami pracy, które na zaspokojenie normalnych, istotnych potrzeb tego rynku były nastawione. Przeciwnie – wskutek pewnego ustabilizowania zapotrzebowania na kapitał obrotowy, które to zapotrzebowanie przedtem rosło w tempie, odpowiadającym tempu rozbudowy, przyrostowi nowych warsztatów – wszystkie te gałęzie wytwórczości, które były już uruchomione – pracować mogły w normalniejszych warunkach finansowych, niż uprzednio.
Trzecim wreszcie skutkiem dodatnim, jaki oby nam się zdarzył – może być rozpoczynające się już po trosze – ograniczenie kredytu dla forsowania spożycia. . Tam, gdzie kredyt był i musiał być drogi, gdzie nie odbudowano jeszcze zniszczeń wojennych, gdzie tyle martwych bogactw czeka uruchomienia – tam użytkowanie kredytu dla wzrostu spożycia było zjawiskiem bardzo groźnym. Ten zalew weksli, o jakim wciąż się mówi, te wysokie odsetki protestów, które jakoby charakteryzowały kryzys ekonomiczny – to wszystko były i są objawy najlekkomyślniejszego , najszkodliwszego spożytkowania kredytu, jakie niestety było i jest jeszcze w modzie. Weksel w Polsce przestał w wielu wypadkach być znakiem świadczącym o procesach produkcji czy wymiany – stał się natomiast podpisanym zaświadczeniem tego, iż ktoś z góry zjada swoje przyszłe dochody. Można dziś zjeść podwójny obiad – mając świadomość tego, że jutro trzeba będzie pościć – ale zjadać swoje racje z góry na miesiące i lata – o prowadzi do jednego tylko – do nędzy. Najbogatsze, zasobne w rezerwy kraje płacą karę za forsowanie spożycia ponad miarę istotnych możliwości. Proszę spojrzeć tylko na kryzys produkcji automobilowej w Stanach Zjednoczonych – w związku z krachem giełdowym. W kraju tak jeszcze finansowo nieodbudowanym jak Polska, opieranie konsumpcji na kredycie było grzechem śmiertelnym przeciw zdrowemu rozsądkowi. Dlatego cieszyć się możemy, iż w związku z trudnościami, przed jakimi stanęło życie gospodarcze na tym odcinku, nastąpiło pewne otrzeźwienie. Skutki tego otrzeźwienia będą na pewno dodatnie nie tylko dla całego aparatu gospodarczego, ale i dla samych konsumentów.
Wspominając na wstępie o zjawiskach, związanych z ogólną ciasnotą pieniężną na świecie, powiedziałem, że skutki tej ciasnoty stać się mogą dla nas dodatnie. Postarałem się wytłumaczyć dlaczego. Ale podkreślam, że mogą być, a nie że muszą być dodatnie. Światowy kryzys pieniężny jest bowiem w tej chwili w przesileniu. Wstrząsy już nadeszły, ale jeszcze nie minęły. Mimo to więc, że wiele oznak wskazuje na zbliżanie się końca złej koniunktury finansowej, mimo to, że dotychczasowe oddziaływanie tej koniunktury na nasz aparat kredytowy było więcej dodatnie, niż ujemne – to jednak w budżecie ta przyszła poprawa nie została zdyskontowana. Jeśli przyjdzie – tym lepiej.
Drugim kryzysem, jaki przeżywa dziś Polska z wieloma innymi krajami – jest to rozpiętość między cenami na zboża i kartofle a cenami wytworów przemysłowych.
Ceny innych artykułów rolnych, jak nabiał, mięso, żywiec – nie doznały spadku, a przeciwnie raczej wzrosły.
Spadek cen na produkty rolne niewątpliwie nie ma w sobie żadnych cech pocieszających. Spada w ten sposób wartość znacznej części ogólnej naszej wytwórczości. Jedno jest pewne, że Polska nie jest krajem tak dalece eksportowym w zbożu, ani w ziemniakach, aby stopniowo w miarę ubywania nadmiaru zapasów nie następowało stopniowo odprężenie. Z chwilą bowiem, gdy cła ochronne na zboże bronią je przed napływem z zewnątrz – zrównoważenie wewnętrzne podaży i popytu winno zamknąć nożyce dziś rozwarte na niekorzyść rolnictwa.
Toteż wysiłku Rządu zmierzały w tym właśnie kierunku, aby zrównoważyć popyt i podaż. Zamknięto więc granice cłami ochronnymi od przywozu, rozwarto ją dla wywozu. Zniesiono opłatę podatku obrotowego od eksportu szeregu artykułów rolniczych. Zdecydowano się na ułatwienie wywozu prawdopodobnej nadwyżki rynkowej przez zwrot ceł. Wreszcie, aby przeciwdziałać sezonowemu nadmiarowi podaży, zezwolono przedłużyć terminy płatności podatku dochodowego i majątkowego oraz uruchomiono kredyt zastawowy na zboże.
Aby dać przybliżony pogląd na wysiłek, jaki w tym kierunku został zrobiony – podam cyfrową wartość tego, co udzielono rolnictwu bądź w formie kredytu, bądź w formie zwrotu ceł i zwolnień podatkowych.
Kredyty długoterminowe:
melioracyjny PBR – 50 milionów;
listy zastawne państwowych banków – 23 miliony.

Kredyty krótkoterminowe:
kredyt rejestrowy w Banku Polskim – 47 miliony;
prolongaty kredytów rolniczych w BGK – 49 milionów;
prolongata kredytów rolniczych w PBR – 75 milionów.

Zwolnienie od podatku obrotowego:
przy eksporcie rolnym – 5 milionów.

Premie eksportowe wyniosą około – 15 milionów.

Nie dające się obliczyć ulgi przy spłacie podatku dochodowego i majątkowego.

Trzecim zjawiskiem, które musimy wziąć pod rozwagę, to sposób reagowania społeczeństwa na trudności, wywołane przez ciasnotę pieniężną i spadek cen płodów rolnych.
Pragnę skonstatować, że organizm gospodarczy Polski wykazał w obliczu tegorocznych trudności znaczną odporność.
Zrównoważenie bilansu handlowego, głównie dzięki podniesienia wywozu, nieosłabienie tempa oszczędności, utrzymywanie się wkładów bankowych na poziomie wyższym od stanu poprzedniego, brak wzrostu bezrobocia – to zjawiska, których zespołem mało które państwo pochwalić się może.
Ażeby zilustrować, co w ten sposób zostało dokonane – przytoczę tylko cyfrę, o którą zniżony został dług Państwa wobec zagranicy w ciągu 8 miesięcy bieżącego roku budżetowego. Po raz pierwszy bowiem od istnienia Państwa Polskiego zniżyliśmy nasze zobowiązania zagraniczne o 60 milionów, wypłacając ogółem kapitałów i procentów ponad 160 milionów. Skoro wziąć pod uwagę, że w tym czasie zapas walut w Banku Polskim zmniejszył się zaledwie o milion, pojąć można, jak dalece wzrosła tęgość naszej struktury ekonomicznej.
Główną cechą odmiennego przeżywania kryzysu obecnego w stosunku do kryzysów minionych jest wzrost zaufania w stałość i siłę Państwa Polskiego. To właśnie zaufanie wywołało, mimo gwałtownych fluktuacji na rynku pieniężnym świata – ilość kapitałów zagranicznych ulokowanych w kredycie krótkoterminowym – nie poczęła uciekać, mimo iż wabiły ją częstokroć korzystne perspektywy starych klientów. To zaufanie sprawiło, że wewnętrznie społeczeństwo nie uległo depresji, ale umiało wzmóc swoje wysiłki, walczyć z trudnościami – nie zaś, jak niegdyś – narzekać tylko i brakiem wiary we własne siły pogłębiać trudności.
Toteż mimo iż sytuacja jest subiektywnie ciężka, mimo iż teraz właśnie najboleśniej odczuwamy trudności już w znacznej mierze przezwyciężone – to jednak obiektywnie stwierdzić należy, iż istnieją dane, że sytuacja zmierza już ku poprawie i przypuszczam, iż rok przyszły będzie rokiem pokryzysowym, nie zaś rokiem kryzysu.
Musiałem roztoczyć te obszerne tło, gdyż preliminarz budżetowy, będący planem gospodarki, która ma się skończyć za prawie półtora roku od dziś, nie może być budowany pod wrażeniem pogody czy słoty, przeciągającej nad nami w dzień, w którym plan ten układamy.
Tutaj pewne wyjaśnienie natury formalnej, choć zasadniczej. Jako nowicjusz w pracy rządowej i parlamentarnej studiowałem bardzo silnie stenogramy posiedzeń poświęconych zagadnieniom skarbowym oraz diariusz Komisji Budżetowej. W toku tych studiów natknąłem się na pewną teorię budżetową, wypowiadaną przez niektórych posłów. Muszę to zaznaczyć teraz, gdy inaczej wykonuje się preliminarz budżetowy redagowany przez zwolenników tej teorii, a inaczej przez tych, którzy jej nie podzielają, a do tych sam się zaliczam. Teoria ta polega na twierdzeniu, iż pieniądze,przewidziane w poszczególnych paragrafach budżetu, muszą zostać w całości wydatkowane.
Nie podzielam tego poglądu i wyjaśnię dlaczego. Wydaje mi się, iż równowaga budżetowa jest zagadnieniem, wymagającym ciągłego i czujnego wysiłku i swobody decyzji, nie raz – ale co chwila. Łatwo jest osiągnąć równowagę budżetową na papierze, przy najskrupulatniejszym nawet rachunku. Ale trudno jest ją utrzymać w życiu. Jeśli jedna strona budżetu – to jest dochody – zależy od biegu tego życia, nie jest statyczna, lecz dynamiczna – to i druga strona – wydatki – nie może być martwą, raz do roku, ustaloną. W moim rozumieniu budżet zawierać musi obliczone w sposób możliwie najbardziej realny dochody i zarazem zawierać maksymalną granicę wydatków, która może, ale nie musi być osiągnięta.
Tak pojmuję administrowanie skarbem i wykonanie budżetu. Minister Skarbu, który nie miałby prawa czynić oszczędności wedle ocenianych potrzeb – byłby manekinem zbędnym zarówno w rządzie, jak i w życiu państwa. I dopóki będę na powierzonym mi stanowisku, żadne teorie nie zmuszą mnie do wydawania więcej, niż przynoszą skarbowi dochody.
Te proste prawdy iż budżet robiony jest na przyszłość dość odległą, po wtóre iż zakreślić winien górną granicę wydatków, zależną od prawdopodobnych dochodów, zechcą mieć Panowie na uwadze, rozważając ten preliminarz.
Projekt budżetu w swych cyfrach globalnych mało różni się od budżetu tegorocznego. Obliczony był bowiem w swej części decydującej – po stronie dochodów – wedle wpływów realnych, osiągniętych w pierwszym letnim i gorszym zazwyczaj, niż zimowe – półroczu okresu budżetowego. Obliczenie to dało jedną wyraźną wytyczną – nie wolno iść z wydatkami w górę. Dało drugą – bardziej hipotetyczną – ale prawdopodobną – że można całość wydatków przewidzieć na tym mniej więcej poziomie, jaki osiągnęły one w poprzednim i bieżącym okresie budżetowym.
Jak wiadomo, okres budżetowy 1928/29 zamknął się po stronie dochodów sumą 3.008 milionów. Sześć miesięcy bieżącego roku budżetowego dało 1.452 milionów wpływów. Na rok przyszły przewidujemy dochody 2.943 milionów.
Czy dochody I półrocza roku bieżącego można było brać za podstawę obliczeń przyszłorocznych ? Dochody I półrocza bieżącego okresu były niższe, niż być powinny normalnie dla całego szeregu przyczyn. Zima zeszłoroczna zrujnowała budżet kolei. Zamiast przewidywanych wpłat do budżetu – kolej zaciągać musiała w lecie pożyczkę ze Skarbu, którą obecnie zwraca. Spożycie monopoli w styczniu i lutym roku zeszłego spadło z powodu trudności komunikacyjnych i braki wpływów z tego powodu wystąpiły w całej pełni dopiero na wiosnę. Wreszcie większość płatności podatków bezpośrednich wypada na jesień i zimę.
Te uwagi pozwalają przypuszczać, iż gorsze we wpływach, jak zazwyczaj letnie, I półrocze roku bieżącego, osłabione jeszcze przez skutki zimy – mogło służyć jako miara wpływów przyszłorocznych.
Analiza poszczególnych pozycji dochodowych za 8 miesięcy potwierdza to rozumowanie. Przeciętna wpływów i wydatków za 8 miesięcy wynosić winna 66,6%.
Całość dochodów z danin publicznych i monopoli w pierwszych 8 miesiącach bieżącego okresu wynosi 69,48% preliminowanych na rok przyszły z tego tytułu wpływów. W tym – podatki bezpośrednie bez majątkowego 81,40% przyszłorocznego preliminarza, cło 73,46%, opłaty stemplowe 69,29%, podatki pośrednie 65,94%, monopole mniej, gdyż 64,28%.
Monopole stanowią przecież tak poważną pozycję w dochodzie, że nie chcę nawet przy tym sumarycznym przeglądzie zostawić tego momentu bez wyjaśnienia. Te kilka procent stanowią bowiem sumę 22 milionów w stosunku rocznym.
Tutaj ograniczam się tedy do zaznaczenia, iż całość wpłat monopolowych, przeznaczonych dla Skarbu, preliminowana jest na rok przyszły wyżej, niż na to wskazywałyby realne wpływy 8 miesięcy w roku bieżącym z 4 przyczyn: Po pierwsze nie mamy powodu przypuszczać, że klęska zimy minionej powtórzy się także obecnie, na pewno zaś nie zastanie nas tak nieprzygotowanych, jak w roku ubiegłym. Zeszłoroczna zima uczyniła szczerby w dochodach monopolów na 11 milionów. Po wtóre: we wpływach przyszłorocznych preliminowana jest suma ponad 15 milionów, będąca częścią czystego zysku handlowego za lata poprzedzające – czyli suma już efektywnie osiągnięta. Po trzecie: żadna oznaki dotychczas nie wskazują zahamowania spożycia wyrobów monopolowych, które wzrastać winny równolegle do przyrostu ludności. Wzrost konsumpcji na rok przyszły, obliczony w skali doświadczeń z lat 1923, 1927, 1928 i 1929, pozwoli przewidywać wzrost wpływów skarbowych z tego tytułu o 45 milionów. Ze względu na uzasadnioną ostrożność stosowaliśmy skalę niższą, podnoszą wpłatę monopolów do Skarbu w stosunku do roku bieżącego o 34 miliony. Po czwarte: stwierdzić trzeba, iż w monopolu spirytusowym koszty produkcji surówki będą niższe, niż w roku zeszłym, gdyż cena ziemniaków jest znacznie słabsza.
Aczkolwiek Rząd zdecydował wypłacić gorzelniom więcej, niż to wypada z zastosowania formuły ustawowej i nadwyżkę ceny potrącić w latach gorszego urodzaju, to jednak, mimo to, potanienie surowca podniesie zyskowność monopolu o 12 milionów.
W preliminarzu dochodów przewidziane zostały możliwości pewnych reform w podatku obrotowym oraz w podatku od kapitałów i rent. Wpływy z podatku przemysłowego przyniosły w roku 1927/28 281.698.000 zł, w roku 1928/29 350.496.000 zł, w ciągu 6 miesięcy roku bieżącego 172.671.000 zł. Przewidywany na przyszły okres budżetowy wpływ z tego podatku wynosi tylko 250 milionów, czyli znacznie mniej niż wpływy rzeczywiste za poprzednie lata. Istnieje zatem pewien luz w dochodach z tej pozycji.
Podobnie wpływy z opodatkowania kapitałów i rent, które dały w roku 1927/28 – 14.533.000 zł, w roku 1928/29 – 15.909.000 zł, za 6 miesięcy roku bieżącego – 7.170.000 zł, przewidywane są w wysokości 7 milionów. Umożliwia to reform e tego podatku, jakiej wymagają nasze wciąż trudne warunki kredytu wewnętrznego.
Wpływy celne przewidujemy o 39 milionów niższe, niż w roku bieżącym. Zarówno bowiem pomyślne zbiory, jak rozwój naszej wytwórczości przemysłowej oraz wzmaganie się wymiany wewnętrznej – wszystko to pozwala przypuszczać, iż przywóz zbędny będzie się stopniowo kurczył.
Dochody z przedsiębiorstw, które wynosiły w ustawie budżetowej na okres bieżący 164 milionów, obliczamy na sumę 147 milionów w roku przyszłym. Zważywszy, że od 1 października obowiązuje nowa, nieco wyższa taryfa kolejowa, uznać należy, że przewidywania dochodów z przedsiębiorstw nie są bynajmniej zbyt optymistyczne.
Otóż możliwości wpływów skarbowych. Ich ustalenie wykreśliło granice wydatkom. Od 3 lat bowiem realne, często nawet za ostrożne obliczanie dochodów stanowiło o wysokości wydatków. Przy układaniu tego preliminarza nie odstąpiliśmy od tej zasady.
Przy pierwszym czytaniu chcę tylko zwrócić uwagę na główne przesunięcia, jakie dokonałem w stosunku do lat poprzednich.
Istnieją w tym preliminarzu pozycje wydatkowe, których rozwój nie jest zależny od naszej woli, gdyż wynika z dawniej zaciągniętych zobowiązań.
Spłata długów państwowych wymaga wydatku około 50 milionów wyższego niż w okresie bieżącym. Państwo Polskie od chwili powstania płaciło zobowiązania, które było podpisało – punktualnie i skrupulatnie – nawet wówczas, gdy było najciężej. Ta pozycja wydatków musi być zatem i będzie w całości zużyta.
Emerytury i renty inwalidzkie są naszym długiem wewnętrznym, który traktowany być musi analogicznie do zobowiązań pożyczkowych. Wzrost zatem wydatków na tych pozycjach, wynoszący przy uwzględnieniu w roku 1929/30 15% dodatków w emeryturach 1.240.000 zł, w rentach zaś inwalidzkich w związku z nową rejestracją 7.700.000 zł, również musiał znaleźć pokrycie.
Wzrost pozycji wydatków nieuniknionych o prawie 60 milionów zmusił do zmniejszenia o tę kwotę innych wydatków, aby granica dyktowana przez dochody nie została przekroczona.
We wszystkich więc prawie resortach wydatki na rok przyszły uległy zmniejszeniu w stosunku do roku bieżącego.
Drogą, którą wybraliśmy dla zmniejszania wydatków, była tą samą, jaką poszliśmy już na wiosnę, obniżając uchwalone już przez Izby wydatki o sumę 160 milionów. Polegała ona na zaniechaniu rozpoczynania nowych inwestycji, koncentrując się na wykończeniu już rozpoczętych. Finansowo mówiąc, była to decyzja, zmierzająca do upłynnienia zaangażowanych kapitałów. Decyzja powzięta przez Radę Ministrów 8 maja nie wynikała z przewidywania niedostatecznych wpływów, ale właśnie z zamiaru przystosowania Państwa do ogólnej koniunktury finansowej Europy. Ta sama wytyczna zdawała się najbardziej wskazana i na rok przyszły. Toteż zmniejszenie wydatków inwestycyjnych w preliminarzu w stosunku do uchwały skarbowej, uchwalonej na rok bieżący wynosi – w budżecie netto 30 milionów, w budżecie brutto ponad 79 milionów.
Resztę koniecznych skurczeń w sumie 30 milionów musieliśmy znaleźć w ograniczeniu wszelkich innych wydatków inwestycyjnych. Nie wzrosły więc etaty administracyjne. Prócz tego Ministerstwo Skarbu zmniejszyło etat o 204, Ministerstwo Spraw Wojskowych o 309. natomiast ogólny stan etatów w preliminarzu – wyznaję – jest wyższy, niż w roku obecnym. Wzrosły bowiem etaty kolei i poczty o 2.172, głównie przez przeniesienie na pracowników etatowych kolejarzy i pocztowców, od lat już pracujących stale – jako wieczyści pracownicy t. zw. „dniówki”. Nie jest to co prawda podniesieniem wydatków, lecz tylko przesunięciem ich z jednego paragrafu do innego. Lecz przybyły także etaty nowe, pociągając nowe wydatki. Dodaliśmy bowiem 4.000 etatów nauczycieli szkół powszechnych, co oznacza wydatek 8.500.000 zł. Decyzji tej nie można uznać za wzrost biurokracji.
Drogą ograniczenia już istniejących wydatków rzeczowo – administracyjnych, drogą zaniechania całych działów projektowanych prac, suma wydatków została sprowadzona poniżej kwoty przewidywanych dochodów.
Zgłoszony budżet jest całkowicie i istotnie zrównoważony. To znaczy, nie jest preliminowany w dochodach zbyt nisko, a wydatkach zbyt wysoko. Istnieją bowiem dwa rodzaje budżetów niezrównoważonych. Jeden, kiedy budżet uchwalony zawiera jawnie zbyt różową ocenę źródeł dochodów. Typem takiego budżetu był budżet na rok 1925. Budżet tego rodzaju, a zwłaszcza ścisłe wykonanie jego przepisów, prowadzi do deficytu, do załamania gospodarki państwowej. Ponieważ rozważyłem z możliwą dokładnością i zimną krwią możliwości dochodowe na przyszły rok – dlatego też musiałbym ze stanowczością przeciwstawić się wszelkim próbom podniesienia ogólnej kwoty preliminowanych dochodów i wydatków, gdyby takie próby miały miejsce. Równałoby się to bowiem załamaniu zasad tej równowagi, stanowiącej kamień węgielny uporządkowanego życia gospodarczego Państwa.
Istnieje przecież i drugi typ budżetu niezrównoważonego. Jest to budżet, w którym dochody a zatem i wydatki, pod wpływem takich czy innych koniunktur obliczane są z przesadnym pesymizmem. Takie niezrównoważenie jest także niepożądane. Daje ono w rezultacie wysokie nadwyżki dochodów nad wydatkami. Życie nie pozwala, aby tą drogą prowadzić do deflacji pieniądza, aby gromadzić nadwyżki w pończosze rachunku żyrowego Banku Polskiego. Życie wymaga, by to, co wpłynęło do kas skarbowych – wróciło do obiegu, i skutkiem nierównowagi tego typu jest konieczność gospodarki pozabudżetowej, gospodarki za pomocą kredytów dodatkowych.
Aby temu zapobiec będę zmuszony przeciwstawić się wszelkiej obniżce sumy wydatków. Mogłaby nas do tego zmusić konieczność, której nie potrafimy przewidzieć. Nie sądzę, aby było rolą czyjąkolwiek tę mało prawdopodobną konieczność z góry zastępować.
Mimo iż przedstawiony preliminarz jest całkowicie zrównoważony i w ten sposób czyni zadość najważniejszej zasadzie gospodarki skarbowej – mimo to, podobnie jak wszystkie budżety, nie jest on bez braków.
Pomijam tutaj braki drobniejsze, wspominam tylko, że budżet ten jest chory na chorobę wszystkim latom naszej gospodarki – nie zaspokaja normalnych potrzeb Państwa. Potrzeby te, ścisłej potrzeby ogółu obywateli, których nikt poza Państwem nie zaspokoi- są olbrzymie. Zaniedbana przez zaborców, zrujnowana przez wojnę, zniszczona przez nędzę sieć dróg naszych – to największy bodaj hamulec, nałożony na wytwórczość i wymianę, na wzrost cywilizacji. Linie kolejowe pobudowane tak, aby związać nierozdzielny polski organizm z obcymi ciałami państw zaborczych, wymagają przeprowadzenia jak najszybszego nowych tras. Rosnące bujnie następne pokolenie, przyszłość nasza, niosąca już zadatek wzmocnienia naszych sił, musi się uczyć – nie może zostać w ciemnocie.
Urzędnik, oficer, sędzia, nauczyciel, od lat już żyjący sam na sam ze swą nędzą, wymaga, aby podnieść jego stopę życiową, do poziomu człowieka kultury. Wreszcie ten świat, który kulturę tworzy, który bronił jej, a przez nią najcenniejszych wartości narodu przez lata niewoli – ten świat również wymaga większej opieki Państwa.
Podałem tutaj sprawy najbardziej dla naszej dumy narodowej dotkliwe. Ale są i też inne jak prace scaleniowe, meliorację czy rozbudowę miast.
Jeśli powtarzam te znane wszystkich stare prawdy, to dlatego, że w ostatnich czasach jest rozpowszechniana w społeczeństwie pewna psychoza, jakoby uleczyć wszystko zło mogła radykalnie reforma podatkowa.
Jednocześnie z tym jest prowadzona bardzo ożywiona kampania polityczna o zwyżkę płac urzędniczych. Co zaś jest najbardziej charakterystyczne – to zjawisko, iż o ile poprzednio propaganda za zniżeniem podatków prowadzona przede wszystkim przez pewną część Wysokiej Izby, akcja zaś za podniesieniem płac urzędniczych stanowiła mot d`ordre niezrealizowanych dezyderatów innej części tej Izby – to obecnie stwierdzić można iż oba skrzydła Wysokiego Zgromadzenia wysuwają zgodnie oba żądania jednocześnie – zniżyć podatki i podnieść uposażenia. Pozwolę więc sobie, iż na oba te tematy słów kilka powiem. Zacznę od reformy podatkowej.
Ogół nasz prostolinijnie rozumiem tę głoszoną po gazetach reformę podatkową, jako generalną zniżkę obciążeń.
Nie chcę tu pozostawiać żadnych nieporozumień co do moich poglądów. Nie uważam bynajmniej, aby nasze ustawy podatkowe były doskonałe. Przeciwnie, roją się od błędów, pełne są gospodarczych sprzeczności. Panowie, z których niejeden był współautorem tych ustaw, znają ich błędy niewątpliwie lepiej niż ja, ale mimo iż dzisiejsze podatkowe ustawy szkodzą w niejednej dziedzinie życia gospodarczego – uważam, iż wielka reforma podatkowa, przeprowadzona w obecnej sytuacji, zaszkodziłaby mu stokroć więcej. Musimy czynić nieznaczne poprawki, usuwać błędy najbardziej rażące – ale niezwykle powoli i ostrożnie. Być może znane są Panom projekty Rządu, przesłane Izbom przemysłowo – handlowym dla zasięgnięcia opinii. Oto jest maksymalny próg ulg, jakie uważam obecnie za możliwe. Każdy szeroki program reformy podatków, nawet najbardziej pociągający logicznie, nawet najponętniejszy w swym sensie socjalnym – postawiony dziś na porządek dzienny, musiałbym uważać za wielką nieroztropność, uparte doktrynerstwo, bądź gorzej – za przestępstwo wobec Państwa.
Jeśli trzeba powtarzać te truizmy na temat reformy podatkowej, to dlatego, że sprawa zniżki podatków jest zjawiskiem pojawiającym się w Polsce nie od dziś, ale zawsze. Psychoza ograniczania podatków na rzecz Państwa, jako panaceum na wszelkie utrapienia, to stara i zgubna tradycja szlacheckiego świata, z której Polska zmartwychwstała umiała się jednak kilka razy otrząsnąć. Podzielam tu pogląd posła RYBARSKIEGO, opisany przezeń tak wymownie, że pozwolę sobie go przytoczyć:
Gdy sięgniemy w przeszłość Polski niepodległej, wypełzną z kątów bardzo bolesne analogie. Ile odnieśliśmy zwycięstw, których nie mogliśmy wyzyskać, bo brakło pieniędzy ! Różnymi rzeczami górowaliśmy nad sąsiadami, nigdy potęgą Skarbu. Oto przykład z doby rozkwitu, z bujnej epoki Jagiellonów: za Kazimierza Jagiellończyka w 1485 roku w obu skarbcach było dochodu 50.000 czerwonych złotych, za co można było utrzymać przez rok 20.000 jazdy, a równocześnie małe księstwo pruskie, Albrecht Achilles miał z Brandenburgii 100.000 dukatów. A oto przykład już z doby upadku: dochody państwa pruskiego w 1740, liczącego 2,2 mln ludności, wynosiły 7 mln talarów, a w czasie wojny siedmioletniej przy 3,7 mln ludności 24,8 mln talarów. Polska miała wtedy przy 10 mln ludności dochody 1 mln talarów. Wydajność skarbowa państwa pruskiego mogła być 75 razy większa, niż w Polsce.
Czy i dzisiejsza Polska ma być tak słabą jak dawniej ? Odrzućmy od siebie te koszmary. Polska musi być silna, a nasza dzisiejsza słabość niechaj jak najprędzej zniknie, razem z innymi pozostałościami niewoli. Podatki, jeszcze raz podatki”.
Prawdą jest, że w czasie, kiedy słowa te były pisane – w 1923 roku – istniał jeden tylko realny podatek – podatek inflacyjny, kładący się ciężarem na ludzi żyjących z pracy. Toteż wezwanie pana profesora RYBARSKIEGO: „Podatki, podatki” - nie ma już dziś tej aktualności. Bardziej aktualnym jest: - „ostrożnie z reformą podatków”.
Równowaga budżetu nadszarpnięta być może z dwóch stron – bądź przez rozrzutność w wydatkach, bądź przez zbyt daleko idące ograniczenie dochodów. Jedno i drugie oznacza katastrofę budżetową.
Stawianie równocześnie z obniżką podatków sprawy uregulowania uposażeń urzędników – jest próbą rozwiązania kwadratury koła. Regulacja zasadnicza tych płac, aby osiągnąć poziom przedwojenny wymaga 400 mln do 500 mln. Za 8 miesięcy roku ubiegłego nadwyżka dochodów nad wydatkami wyniosła 81.499.000 zł. Za 8 miesięcy roku bieżącego tylko 22 mln. Ale za te 8 miesięcy wydatki na zwiększony dodatek mieszkaniowy wyniosły 64.266.000 zł, czyli ten dodatek pochłonął 2/3 możliwej nadwyżki skarbowej.
Pewne koła wysuwają możliwość naprawy położenia urzędników nie przez zwyżkę wpływów skarbowych, lecz przez zmniejszenie wydatków. Uznaję to za propozycję całkowicie gołosłowną. Gdy na wiosnę tego roku Rząd zdecydował się zmniejszyć wydatki po to, aby przystosować budżet do kryzysowej koniunktury europejskiej – sięgnąłem do zeszłorocznych wniosków oszczędnościowych, jakie były stawiane w tej Izbie i nie przeszły. Chciałem z nich skorzystać, aby samemu mieć ułatwioną pracę. Niestety – na ogólną sumę zgłoszonych skreśleń 90 mln, tylko kwotę 6.779.700 mogłem uwzględnić.
Podniesienie drogą ograniczenia wydatków uposażeń urzędniczych miałby ten skutek, iż urzędnik pobierałby większą pensję, ale nie byłby w stanie pracować. „Dobrze uposażeni” tą drogą funkcjonariusze państwowi siedzieliby w nieopalonych pokojach, wizytatorzy nie odwiedzaliby szkół, weterynarze nie mogli zapobiegać zarazom, urzędnikom podatkowym zabrakłoby blankietów, policji mundurów. Co więcej – wojsko nie mogłoby odbywać manewrów, a kolej ograniczona w zakupach węgla musiała zawiesić niektóre linie.
Złudzeniem jest, że można dziś w budżecie znaleźć pokrycie poważniejsze zwyżki uposażeń urzędników. Ta praca ścieśniania wydatków rzeczowych i administracyjnych do granic konieczności, niezbędnej dla funkcjonowania Państwa, już została wykonana.
Załatwienie sprawy uposażeń w całej rozciągłości jest możliwe tylko przez stworzenie nowych źródeł dochodu, nałożenia nowych świadczeń na pewne warstwy ludności lub pewne formy spożycia. To stanowisko rządu pana Bartla, Rząd obecny podziela całkowicie. Ale bieżący, w pewnym stopniu kryzysowy rok – nie jest odpowiedni do podwyżki świadczeń ludności, a zatem budżet przyszłoroczny tej sprawy nie załatwi.
Tam gdzie sprawy nie można załatwić, tam się ją zwykle łata. Podobnie od chwili zatrzymania przez rząd koalicyjny ruchomej mnożnej – co jest rządu tego niewątpliwą zasługą wobec Państwa – łatano sprawę urzędniczą już wiele razy. 1 lipca 1926 r. przywrócono urzędnikom strącone uprzednio 1,5 – 6% uposażenia.
Rozporządzeniem Prezydenta z 4 listopada 1926 r. przyznano jednorazowy zasiłek 20% uposażenia miesięcznego;
1 stycznia 1927 r. podwyższono ustawą uposażenie wszystkich funkcjonariuszów państwowych i emerytów o 10%;
ustawą z 1 marca 1927 r. uchylono szereg niekorzystnych dla nauczycielstwa szkół państwowych wszelkich kategorii postanowień t. zw ustawy sanacyjnej;
rozporządzeniem Prezydenta z 17 sierpnia i 26 listopada 1927 r. przyznano jednorazowy zasiłek w wysokości zaległego dodatku mieszkaniowego za lata 1926 i 1927;
rozporządzeniem Prezydenta z 23 stycznia 1928 r. przyznano jednorazowy zasiłek w wysokości 45% wynagrodzenia miesięcznego;
rozporządzeniem Prezydenta z 23 stycznia 1928 r. podwyższono uposażenie wojskowych zawodowych i oficerów rezerwy, zatrzymanych w czynnej służbie o 10%, z mocą obowiązującą od 1 stycznia 1928 r.;
ustawę z 31 marca 1928 r. przyznano jednorazowy zasiłek w wysokości 45% uposażenia miesięcznego;
na mocy upoważnień, zawartych w ustawach skarbowych na lata 28/29 i 29/30 wypłaca się, poczynając od lipca 1928 r. wszystkim funkcjonariuszom i emerytom dodatek miesięczny w wysokości 15% uposażenia;
w końcu od 1 stycznia 1929 r. wypłaca się funkcjonariuszom państwowym i emerytom podwyższony dodatek na mieszkanie, względnie 5% zasiłki miesięczne nieetatowym pracownikom kolejowym i pocztowym.
Łatanina ta w sumie dła rezultaty dość poważne. Jeśli przyjąć uposażenie z listopada 1925 r. za 100%, to uwzględniając współczynnik kosztów utrzymania, okaże się, iż w styczniu 1926 r. urzędnik V stopnia służbowego otrzymywał 78% pensji z roku 1925, urzędnik VII stopnia 78,7%, IX stopnia 79,2%, XI stopnia – 79,6%. obecnie na 1 listopada 1929 r. wskaźniki te wynoszą: V stopień 93,7%, VII – 94,4%, XI – 95,3%.
rząd dzisiaj widzi jedną tylko możliwość przyniesienia czasowej ulgi funkcjonariuszom – przez stopniową wypłatę dodatku mieszkaniowego za rok 1928. Stopniową, gdyż wypłata ta zależeć będzie od zaoszczędzonych ostatecznie środków. Jak Panowie widzieli, właśnie z powodu zwyżki w roku bieżącym uposażeń urzędniczych – nadwyżki są stosunkowo nikłe. Mamy odłożonych 22 mln, na których ciążą jeszcze wydatki budowlane okresu ubiegłego. Wydatki te w 1929 r. wyniosły 31,1 tys. zł. Nie nazbieraliśmy dotąd dostatecznych środków, aby zapewnić ciągłość pracom budowlanym już rozpoczętym, aby je kontynuować po przymusowej przerwie zimowej. Zatem dopiero ostatni kwartał tego okresu budżetowego wykaże jaka część dodatku mieszkaniowego za rok 1928 będzie wypłacona. Całość tego dodatku wynosi około 100 mln. Byłoby bardzo dobrze, gdyby wpływy skarbowe pozwoliły na pokrycie w okresie obecnym 1/2 tej sumy. Mimo że byłoby Rządowi nie mniej przyjemnie, niż Panom, ofiarować urzędnikom podarunek gwiazdkowy – nie możemy tego uczynić. Wiem, że corocznie sprawa uposażeń urzędniczych staje się przedmiotem licytacji budżetowej. Uprzedzam, że do tej licytacji nie stanę, gdyż szanuję zbyt wysoko nasz stan urzędniczy.
Gdyby ze stenogramów dyskusji sejmowych ktoś chciał sobie wyrobić pojęcie o tym, czym jest urzędnik w Polsce – wyobrażenie to byłoby z gruntu fałszywe. Dwa bowiem oblicza, oba równie nieprawdziwe, nadawała mu ta dyskusja. Jeśli chodziło o atakowanie budżetu – urzędnik malowany był jako żebrak, jeśli krytykowało się administrację – był on demonem, pastwiącym się nad podatnikami, dręczącym więźniów, lekceważącym publiczność, gnębiącym spokojną ludność i wreszcie nic nie robiącym leniem, a jeśli już coś robiącym, to źle.
Urzędnik polski jest jednak zgoła czym innym, ani żebrakiem, ani demonem. Ani go można kupić za miskę soczewicy, ani nie trzeba pętać żelaznym rygorem komisji i przepisów. Magistraturę polską charakteryzuje przede wszystkim wysoka ideowość. Dla znacznej jej części służba państwowa jest czymś więcej niż sposobem zarobkowania. (Poseł Stanisław STROŃSKI: Dlatego tylu usunięto.) Gdziekolwiek spojrzymy, wszędzie napotkamy dodatnie ślady pracy tej bezimiennej szarej rzeszy, ślady równie znaczne i ważne, jak skutki prac ustawodawczych Sejmu, czy rozporządzenia Rządu. To na przykład, że dziś mogę już podać Panom cyfry zamknięć kasowych za ubiegły miesiąc – to niewątpliwie skutek zamiłowanej pracy urzędników skarbowych (Poseł Roman RYBARSKI: Bo jeszcze nie usunięto dyrektora, który to robi.), a w drugim rzędzie dopiero wysiłkom organizacyjnym kolejnych kierowników Skarbu.
Patriotyzm magistratury polskiej daje nam pewność, że w masie swojej rozumie ona lepiej konieczności państwowe, niż niejeden z ludzi, niewątpliwie dobrej woli, który stara się przemawiać w jej imieniu. I dlatego nie wierzę, aby poza swymi, niewątpliwie ciężkimi środkami codziennymi, magistratura nie dostrzegała tego, co przesądza nie tylko o jej własnej, ale i o powszechnej pomyślności, aby stracić mogła z oczu równowagę budżetową.
Chciałbym teraz dać oświetlenie zgłoszonego tutaj preliminarza w ujęciu porównowczo – rozwojowym. Kiedy szukałem tej właściwej miary do oceny skutków prac w dziedzinie budżetu w ostatnich latach – zdawało mi się, iż najodpowiedniejszym obiektem do porównań obiektem będzie budżet na rok 1925. Był to bowiem jedyny budżet z lat dawnych, uchwalony w sposób normalny, rozważony spokojnie przez wszystkie ciała do tego powołane, wreszcie – budżet, układany przy walucie stałej i przy do dziś nie zmienionych ustaw podatkowych.
Pierwszą różnicą, rzucającą się w oczy, było nieocenione dla mnie spostrzeżenie, iż budżet roku 1925, układany w nieporównanie cięższych warunkach życia, był wyższy, niż preliminarz obecny, wyższy o sumę 387.884.765 zł dzisiejszych.
Ale ta różnica nie odzwierciedla jeszcze sama wewnętrznej przebudowy, jakiej uległ budżet nasz w tych ostatnich latach. Gdyż w budżecie zgłoszonym obecnie, preliminujemy przecież wyżej, niż w roku 1925, szereg pozycji i to poważnych. Tak więc spłata długów państwowych wymagała w 1925 r. tylko 93 mln – dziś 296 mln. Te dodatkowe 200 mln krępują naszą swobodę ruchu w dysponowaniu środków na inne cele. Podobnie nasz dług wewnętrzny – emerytury i renty inwalidzkie – pochłoną w roku przyszłym o 65 mln więcej. Prócz tego w budżecie obecnym preliminujemy wyżej wydatki w MSZ o 14 mln, w Ministerstwie Przemysłu i Handlu o 36 mln, Robót Publicznych o 14 mln, Pracy i Opieki Społecznej o 6 mln, Komunikacji o 13 mln. Ogółem wydatki tych resortów, to jest wzmożone wydatki na reprezentację zagraniczną, politykę morską, drogi i rozbudowę, ochronę pracy, na lotnictwo cywilne – zwiększają różnicę między analizowanymi budżetami o 387 mln, lecz również 351 mln więcej wydanych na cele, w budżecie 1925 traktowane skromniej.
Ogólna tedy rozpiętość między budżetem obecnym a tym z 1925 wynosi sumę 738 mln. Ta kwota wyraża zmianę naszego poglądu na możliwości dochodów, na celowość i kolejność wydatków.
Gdzie bowiem potrafiliśmy zaoszczędzić te 3/4 miliarda i w jaki sposób ? Wyliczę pozycje najciekawsze:
budżet Ministerstwa Skarbu jest preliminowany o 105 mln niżej niż w 1925 r.;
Ministerstwa Spraw Wewnętrznych o 102 mln;
Ministerstwa Oświaty – o 98 mln;
Ministerstwa Sprawiedliwości o 22 mln; Ministerstwa Reform Rolnych o 18 mln;
dopłata do przedsiębiorstw państwowych o 6 mln;
wreszcie budżet Ministerstwa Spraw Wojskowych o 384 mln niżej niż w 1925 r.


To zaoszczędzić się chce w obecnym preliminarzu. Zaoszczędzono w najzdrowszym znaczeniu tego wyrazu. Nikt bowiem nie potrafi twierdzić, że administracja skarbowa obecnie jest mniej sprawna, niż w roku 1925. Nikt nie zarzuci, jakoby zepsuły się stosunki bezpieczeństwa czy zdrowia publicznego – przeciwnie mamy tu postęp. Wymiar sądownictwa nie odbywa się wolniej, lecz szybciej, poziom oświaty nie obniżył się – na rok przyszły planujemy etat nauczycieli szkół ludowych o 8.835 osób wyższy. Wreszcie sprawność naszego systemu obronnego z całą pewnością nie spadła – ale wzmogła się i to znacznie.
Jak więc się to stało ? Jak się mogło stać, że wydatki Państwa obniżono o 380 mln i jednocześnie punkt ciężkości budżetu z administracji i wojska przesunął się ku gospodarce i spłacie kredytów ?
Wiem, że oklepana, uliczna odpowiedź na to jest - „kosztem uposażeń urzędników”. Chciałbym zaprotestować. Podsumowałem wszystkie sumy na uposażenie w ustawie skarbowej 1925 r. i w naszym obecnym preliminarzu. Różnica wynosi w budżecie administracji 94 mln – w budżecie brutto tylko 174 mln, a nie 758.
Jak więc osiągnięto tę poprawę budżetu ? Zatrzymam się tylko na jednym przykładzie, - Ministerstwa Spraw Wojskowych, w którym zmiany były największe. W budżecie tym w porównaniu do roku 1925 zmalały wszystkie pozycje, z wyjątkiem dwóch: uzbrojenia, które preliminowane jest o 9,6% wyżej i marynarki, gdzie wydatki są o 23,6% wyższe. Ale wprost okrutnie zostały zgniecione wszystkie wydatki nieprodukcyjne. Władze centralne preliminuje się 24% niżej, „Przejazdy służbowe”były większe z 19 mln, czyli 176%, „pomieszczenie” kosztowało drożej o 26 mln, czyli 198%, wydatki biurowe o 3,3 mln czyli 135%. kredyty na remonty i konserwację budowli przewyższały obecne o 26 mln (296%). Ogółem zniżka wydatków osobowych i administracyjnych dała około 180 mln w tym jednym resorcie i w ten sposób pozwoliła pokryć z nadwyżką nowe wydatki na Gdynię, na drogi, na ochronę pracy. To tylko przykład.
Kiedy pracowałem nad preliminarzem tu zgłaszanym studium nad budżetem 1925 roku dało mi wiele pomocy. Pomogło mi przede wszystkim zrozumieć, jak trudno było walczyć z naporem potrzeb. Gdyż tylko ten napór tłumaczy to, co się wówczas stało.
Stan gospodarczy był trudny. Stopa procentowa wynosiła wtedy 24 – dziś 13%. Obieg banknotów Banku Polskiego był wówczas 349.072.000 zł, dziś 1.246.892.000. Zapas złota i walut w Banku Polskim wówczas według obecnego parytetu 202.200.000 – dziś 1.194.009.000. Bezrobocie wtedy 30 czerwca 1925 r. - 171.650, na 1 listopada 1929 r. - 83.340. Ogólne wpływy Skarbu Państwa za I półrocze 1925 r.. gdyż budżet był dopiero z końcem tego półrocza ostatecznie przez Sejm uchwalony, wynosiły 45,32% przewidywanego dochodu. Dziś wpływy za 8 miesięcy bieżącego okresu wyniosły 67,84% przewidywanych na rok przyszły.
W dochodach na 1925 preliminowano, według obecnego parytetu, z podatków bezpośrednich 576.356.000, dziś 631.800.000; z monopoli 623.356.000, dziś 938.084.000. Ale natomiast z podatku majątkowego 516 mln – dziś 76 mln, z ceł 464 mln – dziś 386 mln, z bicia bilonu 220.160.000, dziś zero.
A wreszcie, mimo to wszystko, budżet na 1925 rok zamykał się deficytem, który w I redakcji Komisji Budżetowej Sejmu wynosił 21 mln zł w złocie. Po szczegółowej dyskusji na plenum Sejmu deficyt ten wzrósł mimo sprzeciwów Rządu i referenta generalnego do 47 mln w złocie. Senat budżet zrównoważył przez podniesienie dochodów o 23.727.000 i zmniejszenie wydatków o 23.600.000. Rzeczywisty deficyt wyniósł – jak wiadomo 139.856.060 zł w złocie. Rachując zaś dochód z bicia bilonów i druku biletów, który wyniósł netto 83.300.000 zł – deficyt wzrósł do 226.456.000 zł.
Potrzeby Polski w tych dwóch okresach nie uległy zmniejszeniu. Suma wydatków proponowanych corocznie przez ministerstwa waha się od 2,500 do 3,700 mln. Kiedy badałem zgłoszone do Ministerstwa Skarbu preliminarze i porównywałem z tym, co mówiono w Sejmie w dyskusji nad budżetem roku 1925, poczynałem rozumieć, czego brakło wówczas owemu zespołowi ludzi, w wielkiej części pełnych najlepszych chęci, ludzi nie pozbawionych ani wysokiej znajomości spraw gospodarczych, ani ciężkiego doświadczenia okresu lat 1918 – 1924.
Różnica między rokiem 1925 a latami następnymi polega na obecności woli, która potrafi przeciwstawiać się potrzebom w imię konieczności.
Nie taka, czy inna doktryna ekonomiczna, ale prosta, nieustępliwa decyzja, aby żyć wedle posiadanych środków, nie zaś ponad nie – ta decyzja zmieniona w czyn, sama uszeregowała potrzeby Państwa wedle słuszności. Łatwo jest bowiem wymyślić rozumny plan, trudno jest go tylko wykonać.
Jeżeli Polska mogła tak szczęśliwie i zdrowo przystosować się do kryzysu, który przeżywa Europa, to dlatego głównie, iż filar równowagi budżetowej, na którym wsparte jest całe sklepienie życia gospodarczego Państwa, już od lat dźwigał to sklepienie mocno i pewnie.
Budżet, który Panom składam, jest odbiciem już innego, niż w 1925 roku układu stosunków nie tylko administracyjnych i gospodarczych, ale i psychicznych. Między jednym a drugim leżą 4 lata usilnej, twardej pracy. Zdaję sobie sprawę, że wszystko, co jest w zgłoszonym preliminarzu pocieszającego w stosunku do tak niedawnej przeszłości, to jest zasługa nie moja, ale tych właśnie, którzy przez lata nieśli na sobie odpowiedzialność za kierowanie życiem Polski. (Oklaski na ławach BBWR).



Proponuję posty o podobnej tematyce:
NAJWAŻNIEJSZE WYDARZENIA ROKU 1929
BUDŻET 1930/1931
KONIUNKTURA GOSPODARCZA
ROLNICTWO
DYMISJA RZĄDU PREMIERA ŚWITALSKIEGO
BANKOWY SEKTOR
Ponadto polecam korzystanie ze stale uzupełnianych indeksów:
ALFABETYCZNY INDEKS OSOBOWY
ALFABETYCZNY INDEKS MIEJSCOWOŚCI
MIEJSCOWOŚCI – UKŁAD WOJEWÓDZKI
INDEKS PAŃSTW
KALENDARIUM

Brak komentarzy: