Komisja obwinia Marszałka Piłsudskiego o prowokację

Sprawozdanie Komisji Nadzwyczajnej do zbadania zajść w Sejmie w dniu 31 października 1929 r.

Komisja odbyła 13 posiedzeń. Pierwsze posiedzenia były poświęcone uchwaleniu regulaminu wewnętrznego (załącznik nr 1). Ostateczne jego forma została ustalona na III posiedzeniu, po czym jednogłośnie wybrano sekretarza Komisji, posła Bohdana PODOSKIEGO (BBWR), większością zaś głosów referenta Dr Hermana LIEBERMANA (PPS).
Po załatwieniu tych formalności jednomyślną uchwałą postanowiono rozpocząć badanie sprawy od rozpatrzenia aktów dochodzeń, przeprowadzonych przez Pana Marszałka Sejmu i Biuro Sejmowe. Z odczytanych aktów, w szczególności zeznań przesłuchanych przez Dyrektora Kancelarii Sejmu członków Straży marszałkowskiej okazało się, że w krytycznym dniu pan poseł POLAKIEWICZ, członek Komisji, zetknął się z przybyłymi do Sejmu oficerami i od nich dowiedział się o celu ich gromadnego przybycia. Z tego powodu niektórzy członkowie Komisji żądali przesłuchania posła Karola POLAKIEWICZA jako świadka, a w dalszym następstwie wyłączenia go ze składu członków Komisji. Zaoponował przeciwko temu pan poseł Polakiewicz, kwestionując podstawę prawną żądania. Gdy jednak na życzenie pana posła Walerego SŁAWKA przerwano posiedzenie, poseł Polakiewicz złożył następujące oświadczenie: „Wobec oświadczenia 3 członków Nadzwyczajnej Komisji, że pragnęliby mnie przesłuchać w charakterze świadka, chociaż mandatu członka Nadzwyczajnej Komisji, nadanego mi przez plenum Sejmu, Komisja ani pozbawić, ani ograniczać nie może, złożę swój mandat na najbliższym posiedzeniu Sejmu, chcąc w ten sposób dać wyraz naszej zasadzie, że dążymy do wszechstronnego wyświetlenia prawdy.”
W miejsce posła Polakiewicza wszedł następnie wybrany przez Sejm pan poseł Leon KOZŁOWSKI (BBWR).
Po wyjściu posłów z B.B. I wskutek rezygnacji prezesa Komisji, a to na skutek wynikłej różnicy zdań pomiędzy nim a częścią Komisji odnośnie przeczytania na posiedzeniu całego sprawozdania Pana Ministra Spraw Wojskowych o zajściu w Sejmie, Komisja ukonstytuowała się na nowo, wybierając ponownie posła Seweryna CZETWERTYŃSKIEGO (Zjednoczenie Ludowo – Narodowe) na prezesa, a posła Hermana LIEBERMANA na sprawozdawcę.
Odtąd potoczyła się praca Komisji normalnym torem. Jednomyślnie uchwalono przesłuchać w charakterze świadków panów: Dyrektora biura POMORSKIEGO, sekretarza Marszałka Sejmu DWERNICKIEGO i posła Stefana DĄBROWSKIEGO. Ponadto również jednomyślnie uchwalono zwrócić się do Ministra Spraw Wojskowych z żądaniem nadesłania aktów dochodzeń, przeprowadzonych w tej sprawie, wraz z wykazem oficerów, którzy w krytycznym dniu przybyli do Sejmu.
Na to ostatnie żądanie odpowiedział pan Marszałek PIŁSUDSKI listem z dnia 1 lutego 1930 r. (załącznik 2), oznajmiając, że materiały, związane z zajściem w Sejmie, składają się ze sprawozdania pana Marszałka Piłsudskiego z dnia 7 listopada 1929 r. oraz z indywidualnych raportów 47 oficerów. Przesłania tych raportów pan Minister Spraw Wojskowych odmówił ze względu na to, że jak opiewa wzmiankowane pismo z 1 lutego 1930 r., wchodzą w skład postępowania honorowego ! Co do sprawozdania przypuszczał pan Marszałek Piłsudski, że znajduje się ono w posiadaniu Komisji, co było mylne. Wreszcie co do nazwisk oficerów ostatnie zdanie listu opiewało: „Nazwiska oficerów prześlę Panu w najbliższym czasie.” Komisja jednak aż do samego końca swojej pracy tych nazwisk nie otrzymała.
W dalszym przebiegu pracy komisyjnej zażądano od prezydium Rady Ministrów owego sprawozdania, na które powoływał się pan Minister Spraw Wojskowych. Otrzymano je w odpisie (załącznik 3).
Gdy na posiedzeniu Komisji dnia 13 lutego miano przystąpić do omówienia jego treści, przewodniczący oświadczył, że sprawozdanie powyższe zawiera w paru ustępach zwroty obraźliwe, skierowane przeciwko osobie pana Marszałka Sejmu, że przedostanie się tych ustępów do wiadomości publicznej może tylko szkodę przynieść Państwu, że wobec tego odczytanie dosłownego tekstu na posiedzeniu Komisji uważałby za niewłaściwe. Ponieważ członkowie Komisji, należący do Klubu BBWR zaoponowali przeciw temu stanowisku przewodniczącego, tenże zarządził przerwę, w czasie której wszyscy bez wyjątku członkowie Komisji zaznajomili się bezpośrednio z dosłownym tekstem sprawozdania pana Ministra Spraw Wojskowych. Większość Komisji w zarządzonym następnie głosowaniu uchwaliła ten tekst na jawnym posiedzeniu odczytać tylko z opuszczeniem obraźliwych zwrotów. W związku z tym wynikiem głosowania pan poseł SŁAWEK oświadczył, że on i jego koledzy z Klubu BBWR usuwają się od dalszego udziału w pracach Komisji.
Wskutek tej rezygnacji Sejm wybrał nowych 3 członków w osobach posłów Władysława HOFFMANA (NPR), Jana BRODACKIEGO (PSL „Piast”) i Edmunda BARANOWSKIEGO (Chrześcijańska Demokracja).
Po uzupełnieniu składu Komisji kontynuowano badanie świadków. I tak przesłuchano pod przysięgą b. komendanta straży marszałkowskiej, Romana STAWICKIEGO, członków straży Bolesława Łasińskiego, Stanisława Obojskiego, Konstantego Zaleskiego, intendenta Senatu Strumiłłę, posłów Tadeusza REGERA (PPS), Jana NOSALA (PPS), Hermana DIAMANDA (PPS), DĄBROWSKIEGO (ponownie), S. MIKLASZEWSKIEGO; wreszcie ponownie i pod przysięgą dyr. Pomorskiego i sekretarza Dwernickiego.
Panowie posłowie POLAKIEWICZ i Adam KOC, zaproszeni celem złożenia świadectwa, odmówili stawienia się przed Komisją, co umotywowali pisemnie (zał. 4 i 5).
Komisja zamierzała także przesłuchać oficerów, którzy 31 października zgrupowali się w przedsionku gmachu sejmowego. Ponieważ pan Minister Spraw Wojskowych mimo pisemnej zapowiedzi nazwisk tych oficerów nie nadesłał, przeto Komisja z konieczności oprzeć się musiała wyłącznie na wykazie nazwisk, które poseł Stefan DĄBROWSKI w swoich zaprzysiężonych zeznaniach wymienił. Zaproszenia do stawienia się przed Komisją skierowano do następujących panów oficerów: ppłk Józefa ENGLICHA, Tadeusza PETRAŻYCKIEGO i OSTROWSKIEGO, majorów: Karola LILIENFELDA – KRZEWSKIEGO, Próchnickiego, Święcickiego, Szalińskiego i Szymańskiego, rotmistrzów: Kańskiego, Próchnickiego i Tadeusza LIKIERNIKA, wreszcie kapitana Stróżyckiego. Przesłuchanie było wyznaczone na 20 marca. Pod datą 18 marca wpłynęły od zaproszonych oficerów pisma w następującym, mniej więcej identycznym, brzmieniu: „W odpowiedzi na pismo Pana Marszałka z dnia 15 marca oświadczam, iż zameldowałem się swej władzy przełożonej celem uzyskania pozwolenia, bez którego nie mogę składać zeznań, ani też stawić się przed Komisją jako świadek”. Podnieść należy, że pismo tej treści od pana podpułkownika PETRAŻYCKIEGO, który jako świadek był wezwany dnia 7 marca, wpłynęło tegoż samego dnia 7 marca. Wobec tego stanu rzeczy Komisja uznała, że przesłuchanie oficerów zostało jej uniemożliwione i zakończyła swoje prace.

II. Przechodząc do omówienia merytorycznej części dokonanych przez Komisję badań i oceny ich wyniku, należy przede wszystkim zatrzymać się na sprawozdaniu pana Ministra Spraw Wojskowych z dnia 7 listopada 1929 r, złożonemu panu Prezesowi Rady Ministrów, o zajściach z dnia 31 października.
W piśmie tym pan Minister rozwinął następujące twierdzenia natury faktycznej:
Przedsionek sejmowy („hall”) jest „zwykle dostępny dla szerszej publiczności i w krytycznym momencie był zajęty przez cywilną publiczność, przez nikogo nie zmuszaną do usunięcia się z miejsca, gdzie z niezrozumiałych względów pobyt został wzbroniony oficerom”.
Nie jest prawda,że oficerowie przemocą weszli do przedsionka sejmowego. „Żaden z oficerów tam obecnych nie był ani pytany, ani zatrzymywany, ani też w jakikolwiek sposób nie przeszkadzano mu w wejściu do tej części Sejmu”. „Prawie większość (oficerów) miała na celu wystaranie się o bilety na galerię, lub w ogóle wejście na Sejm przez znanych sobie posłów.”
Przy szabli mogła być zaledwie połowa oficerów, inna zaś część zewnętrznie nie miała na sobie broni.”
Co się tyczy liczby oficerów, którzy w gmachu stanowili grupę … to nie dochodzi ona do 50 i stanowi cyfrę 47.”

Żadne te twierdzenia nie znalazły oparcia w zeznaniach przesłuchanych pod przysięgą świadków. I tak:
Przesłuchani pod przysięgą świadkowie, jako to dyrektor kancelarii POMORSKI, sekretarz Marszałka Sejmu DWERNICKI, komendant straży Stawicki, członkowie tejże Obojski i Łasiński, posłowie REGER, NOSAL, DIAMAND, Stefan DĄBROWSKI i MIKLASZEWSKI, naczelnik urzędu pocztowego Elżanowski zeznali, że w krytycznym czasie cały przedsionek był szczelnie zapełniony oficerami, o zajęciu go przez cywilną publiczność mowy więc być nie mogło. Wchodzący na posiedzenie posłowie musieli się w przedsionku przepychać poprzez liczną grupę oficerów.
Komendant Straży nadto zeznał: „Jestem komendantem od 1925. Regulamin służbowy, ustalony praktyką, znam. Nie uległ on żadnym zmianom …., w hallu, mieszczącym urząd pocztowy, nikomu nie wolno było i jest oczekiwać na wywołanego posła. Zasada ta jest przestrzegana z całą surowością, zwłaszcza, o ile chodzi o dni posiedzeń”. Świadkowie Obojski i Łasiński, służący w straży od 1923, to jest od daty jej sformowania, stwierdzili to samo. „Nie wolno nikogo wpuścić do wnętrza gmachu, który by się nie mógł wylegitymować kartą wejścia … W myśl obowiązujących przepisów nikomu nie wolno przebywać w hallu, a w szczególności oczekiwać na kogokolwiek. Do rozmów z posłami jest przeznaczona specjalna poczekalnia w „Domu dla posłów i senatorów”.
To samo zeznał dyrektor Biura Sejmowego pan Pomorski. Oto dotyczący ustęp ze stenogramu jego zeznań:
Poseł SŁAWEK:
Czy pan dyrektor nie twierdził przypadkiem tego, że inni ludzie cywilni, nie posłowie i nie należący do biura swobodnie przechodzili, nie zatrzymywani przez służbę, podczas gdy oficerów służba zatrzymała ?
Pan Pomorski: Te rzeczy nie mogły mieć miejsca. Gdybym te rzeczy spostrzegł, tobym jak najostrzej zaprotestował przeciwko puszczaniu kogokolwiek. Te rzeczy u nas są ściśle przestrzegane, o ile w granicach możliwości ludzkich można przeprowadzić, żeby obce osoby nie wchodziły nigdy poza wejście na górę do kancelarii. Muszą przejść przez trzy meldunki, nim przejdą dalej. Podczas posiedzeń ta rzecz jest jeszcze bardziej obostrzona. To samo mogło spotkać każdego obcego, który by przechodził, ale wtedy nie zdarzyło mi się, żebym miał okazję do ingerencji.
Poseł SŁAWEK: Ale pan dyrektor nie miał meldunku, czy te rzeczy miały miejsce, czy nie miały miejsca ?
P. Pomorski: Nie, w formie meldunku tego nie miałem.
Poseł Sławek: Czy pan dyrektor nie uważa, że samo zwrócenie się do oficerów, chociażby w grzecznej formie wypowiedziane, - niech panowie opuszczą hall – jest jednak w pewnej mierze wyproszeniem za drzwi i wobec tego obraźliwym ?
P. Pomorski: Panie Pułkowniku ! Ja bym chciał powiedzieć, że chyba nie, że w moim głębokim przekonaniu – nie, tym więcej, że jeśli chodzi o mnie, to robiłem to w takim po prostu serdecznym tonie, że gdybym mógł przytoczyć późniejszą zupełnie prywatną rozmowę z posłem Polakiewiczem, to rozmowa ta mogłaby scharakteryzować sposób, w jaki ja patrzę na tę sprawę. Czy panowie pozwolą ?
Poseł LIEBERMAN: Proszę.
P. Pomorski: rozmawialiśmy z posłem Polakiewiczem w równie serdecznym tonie, gdyż w podobny sposób zostało zagadnienie ujęte przez posła Polakiewicza, że oficerowie mogli się czuć obrażeni. Na to odpowiedziałem przykładowo: „Panie pośle, proszę sobie wyobrazić, że w Ministerstwie Spraw Wojskowych, aby mógł się tam dostać człowiek – ponieważ ja tam byłem za interesami, więc znam tę sprawę – aby mógł się dostać jakiś interesant do kogokolwiek w prywatnym interesie do urzędnika lub oficera, musi przejść przez meldunek sierżanta na dole. Musi być następnie odesłany do oficera dyżurnego, tam pozostawia swoje osobiste dokumenty i wtedy dopiero kierują go dalej. Panie pośle, w tych warunkach przyjmują nas, cywilów.
Przypuśćmy, że do gmachu Ministerstwa weszła większa grupa obywateli. Sierżant na dole oświadczyłby od razu: Proszę wyjść dlatego, że tu są takie porządki administracyjne, że zatrzymywać się nie wolno. Pytam, co zrobiłoby Ministerstwo w tym wypadku, gdyby wezwani nie usłuchali wezwania. Zarządziłoby usunięcie, usunęłoby. I gdyby ktoś miał prawo wymagać ode mnie tego, że ważność przepisów administracyjnych powinienem znać, rozumieć.

Świadek, poseł Ludwik MIKLASZEWSKI, zeznał: „Idąc dnia krytycznego do Sejmu na posiedzenie przed godz. 16 zauważyłem, że na ulicy Wiejskiej stoją grupki oficerów po 3 – 4 pod bramami domów, co zwróciło moją uwagę, tak, że pomyślałem, że coś się widocznie szykuje. W pewnej chwili zauważyłem, że grupki oficerów zdążały ku Sejmowi.”
Tak samo poseł Stefan DĄBROWSKI stwierdził, że idą do Sejmu ulicą Piękną zauważył koło szpitala Ujazdowskiego grupę oficerów w formie służbowej, to jest przy szablach i pasach na płaszczach, którzy to oficerowie przechadzali się wzdłuż zabudowań szpitala.
Krótko potem posłowie Reger i Nosal przekraczali furtkę wejściową do Sejmu, gdy nagle ujrzeli idący przez bramę wjazdową oddział oficerów, uformowany w czwórkach, a na ich czele szedł oficer. Towarzyszący posłom, niejaki Burek, niewpuszczony przez straż jako nie poseł, krzyknął „wojsko idzie”.
Poseł DIAMAND zauważył jeszcze na chwilę przedtem ten „oddział wojskowy” idący środkiem ulicy w kierunku „od szpitala Ujazdowskiego”. Wszyscy z tego oddziału weszli do hallu. „To wkraczanie trwało dość długo, tak, że musiałem czekać, aby móc się dostać do gmachu”. Poseł Diamand zauważył posła MIKLASZEWSKIEGO, usiłującego się przedrzeć do hallu i słyszał jak tenże w ostrym tonie upominał oficerów, by nie tamowali drogi. „Zdziwiło mnie, że oficerowie przyjęli to ostre napomnienie w milczeniu. Zrobiło to na mnie wrażenie, że oficerowie weszli do Sejmu z jakimiś określonymi zamiarami i że od tego odwieść się nie dadzą”. Kiedy wreszcie poseł Miklaszewski przedostał się do przedsionka usłyszał głośno wypowiedzianą komendę „Utworzyć szpaler !”. Tej komendzie stało się zadość, a poseł Miklaszewski przeszedł już przez utworzony szpaler.
Opisany przebieg nie pokrywa się bynajmniej z twierdzeniami o zamiarze oficerów „Wystarania się o bilety na galerię”, gdyż dla uzyskania biletów niepotrzebne jest formowanie oddziału wojskowego, ani tworzenie szpaleru w przedsionku sejmowym.
Jak odbywało się samo wkraczanie i jakie zajścia poprzedziły je tuż przy wejściu do przedsionka ? Oto co stwierdzili członkowie straży marszałkowskiej: „Około godz. 4 weszli do przedsionka sejmowego podpułkownik, major i kapitan. Pełniący straż salutując, zapytał o karty wejścia. Oficerowie odpowiedzieli, że przyszli się rozmówić z posłami Polakiewiczem i Kocem. Strażnik poprosił, by się udali do poczekalni, motywując, że pobyt w hallu jest wzbroniony. Oficerowie odmówili i również na liczne prośby komendanta straży uporczywie odpowiadali, ze pozostaną w hallu. Po pewnym czasie kapitan wyszedł, zaś podpułkownik i major pozostali. Kapitan udał się jakby w stronę hotelu poselskiego, czy też szpitala Ujazdowskiego.
Po kilu minutach tenże kapitan na czele kilkudziesięciu oficerów powrócił. Pełniący straż woźny stwierdził, że około godz. 4 wchodził do bramy jakiś major, „może kapitan”. Woźny zastąpił mu drogę, gdyż wejście było tam wzbronione, lecz oficer mimo oporu wszedł przez bramę. Po jakimś czasie ten oficer wyszedł, zaś po kilku minutach wrócił przez tę samą bramę na czele owej grupy oficerów.
Gdy grupa „kilkudziesięciu oficerów” zbliżyła się do wejścia, strażnik zastawił swą osobą wstęp. Salutując, zapytał do kogo oficerowie idą, tłumacząc, że nie może nikogo bez biletu wpuścić. W imieniu grupy jakiś pułkownik ostrym tonem kazał się strażnikowi usunąć. Ten nie ustąpił. Wówczas oficerowie odsunęli go na bok i przepchali się do przedsionka. Mimo użytej przemocy strażnik nadal zachowywał się wobec oficerów z uprzejmością. Następnie przybyło jeszcze kilku oficerów, których już w tej sytuacji nie zatrzymywał. Według strażników oficerów było ponad stu, może 120. wszyscy byli przy szablach. „rewolwery miało dość dużo”. Świadek stwierdza, że po pierwszej grupie przez bramę na teren Sejmu weszło jeszcze kilka mniejszych grup oficerów. Koło bramy stało 4 oficerów. Jeden z nich był jakby łącznikiem: stale wchodził i wychodził, udając się w kierunku szpitala.
Po wkroczeniu oficerowie zaraz utworzyli szpaler obustronny. O 4 wszedł Marszałek Piłsudski, z tyłu za szpalerem, a przed nim kroczył gen. Składkowski, torując obu rękami drogę. Żadnych okrzyków i owacji nie było. Jeszcze przed wejściem p. Marszałka Piłsudskiego, dyrektor Kancelarii Sejmu p. POMORSKI, w nader uprzejmej formie zwrócił się do oficerów z pytaniem, co za znaczenie ma to tłumne zebranie się w hallu. Oficerowie odpowiedzieli, że przyszli przyjrzeć się, wypalić papierosy, a potem „wejdziemy na salę”. P. Pomorski grzecznie wyjaśnił, że wejście na salę jest wzbronione. Na co jeden z oficerów, głosem stanowczym, bynajmniej nie żartobliwym, odpowiedział : „Tak jest, wejdziemy na salę”. Inny oficer dodał: „Wejdziemy na salę, spluwaczek jest dość !”. Wśród oficerów widział poseł REGER znajomego podpułkownika Sztabu Generalnego, który stwierdził, że oficerowie przyszli przywitać pana Marszałka Piłsudskiego:.
Pobyt oficerów w hallu trwał do godz. 8. W międzyczasie wielu z nich zgłodniało, tedy ze sklepiku naprzeciw Sejmu przynosili jedzenie i prawie cały zapas sklepiku został wykupiony.
Dość duża ilość miała rewolwery, a wszyscy byli przy szablach. Świadek Dwernicki, wysłany przez Marszałka Sejmu o godz. 4,10 dla stwierdzenia, czy oficerowie są uzbrojeni i ilu ich jest, policzył ich dokładnie i stwierdził, że oficerów było 96. co do uzbrojenia, to „prawie wszyscy mieli szable, a niektórzy rewolwery przy pasach służbowych”.
Z wyżej przedstawionego stanu wynika, że wejście oficerów do Sejmu dokonane zostało przy użyciu przemocy i po odsunięciu straży. Akcja była przygotowana i zorganizowana, oraz podlegała jednolitemu kierownictwu. Głównym miejscem zbiórki, punktem wyjścia i kierownictwa był najwidoczniej szpital Ujazdowski.
Warto tutaj powołać się na zeznania posła Stefana DĄBROWSKIEGO: „musiałem się dowiedzieć jacy oficerowie i jakie formacje mogły być zgrupowane, gdyż jeżeli były to rozmaite formacje, to nie na rozkaz komendy miasta, tylko jakiegoś organu centralnego. Grupa oficerów w Sejmie, według moich wiarygodnych źródeł była pod przewodnictwem płk Wacława KOSTEK-BIERNACKIEGO, dawnego dowódcy żandarmerii w I Brygadzie Legionów, obecnego dowódcy 38 pułku piechoty w Przemyślu.
Wśród oficerów zauważono: płk Ludwika BOCIAŃSKIEGO, dowódcę 86 pułku piechoty Mołodeczno, majora Wacława LIPIŃSKIEGO z Biura Historycznego, majora Lilienfeld-Krzewskiego, emeryta. Zauważeni ponadto: mjr Czesław Święcicki, Przysposobienie Wojskowe, rotmistrz KAŃSKI, 7 pułk ułanów, Inspektorat Armii, major RUSIN, szef sztabu Związku Strzeleckiego, major RYSZANEK z komendy Garnizonu Warszawa, major STEFAŃSKI, okręgowy komendant Strzelca z Siedlec, mjr PRÓCHNICKI, Gabinet Ministra, mjr LANGE, 5 Pułk Legionów, płk HOSER, straż graniczna, płk Maksymilian KAMSKI, dowódca Szkoły Podchorążych.
Dalej była cała grupa oficerów Wyższej Szkoły Wojennej, wezwana bez uświadomienia dokąd i po co idą. Gdy się dowiedzieli w drodze, że idą do Sejmu, część zdołała się ulotnić. Łącznikiem z grupą oficerów zebraną w szpitalu Ujazdowskim był mjr RYSZANEK.
Łącznikiem między grupą oficerów zebranych w Sejmie, a ppłk Józefem BECKIEM miał być jeden z posłów BBWR. Proponuję na tę okoliczność przesłuchać posła Alfreda BIRKENMAYERA.
Miał być wydany formalny zakaz używania broni palnej, a tylko płazowania szablami. Pan Minister Spraw Wojskowych niewątpliwie zdoła stwierdzić, czy prawdą jest, że pod wieczór 31 października, gdy jeszcze oficerowie byli w Sejmie, pan gen. Jan Karol WRÓBLEWSKI, dowódca D.O.K. I rozesłał telefoniczne wiadomości po garnizonach, jaka jest sytuacja na odcinku sejmowym.
Co do grupy oficerów w szpitalu Ujazdowskim moje informacje są następujące: 31 października do szeregu instytucji w oddziałów przed ukończeniem urzędowania przyszedł rozkaz ustny w formie zarządzenia najbliższych przełożonych lub przesłany przez zaufanych oficerów zebrania się o godz. 16 w przedsionku przychodni szpitala Ujazdowskiego. Było mówione, że Marszałek będzie w Sejmie i że oficerowie mają być w szpitalu na wszelki wypadek. Gdy pytano, czy trzeba mieć broń, powiedziano, że nie, bo rewolwer i tak każdy ma przy sobie. Koło godz. 16,30 w szpitalu zebrało się około 100 – 150 oficerów. Zauważono następujących: z oddziału II grupa z szefem ppłk PEŁCZYŃSKIM, z oddz. III – ppłk LENCZEWSKI, major DEMEL, z oddz. IV mjr JAMKA, z Ministerstwa około 60 oficerów, wśród nich płk SZALI, były zastępca szefa departamentu artylerii, obecny szef I gr. Artylerii. Prawie wszyscy oficerowie 21 pułku piechoty z dowódcą płk Edwardem DOJAN – SURÓWKĄ, który kierował całą grupą. Starsi z każdej z grup meldowali mu stan oficerów.
Przed szpitalem wystawiono posterunek pod dowództwem kpt STRÓŻYŃSKIEGO z I dywizjonu artylerii konnej. Oficerowie podzieleni zostali na piątki. Oficerom nie wolno było wychodzić ze szpitala, ani podchodzić do telefonu.
W pewnej chwili stało się wiadome, że Marszałek przybył do Sejmu i że w Sejmie znajduje się liczna grupa oficerów. Łącznikiem między tymi dwoma grupami był major KWIECIŃSKI z I pułku lotniczego.
Stało się wiadomym, że Sejm nie został otwarty. O godz. 18,40 przybył płk Bolesław WIENIAWA – DŁUGOSZOWSKI, który miał przemówienie o „ideologii Komendanta”. Ponieważ sprawa się przeciągała, pozwolono po jednym oficerze z każdej piątki wyjść na miasto, kupić jedzenie i papierosy. O godz. 20 pozwolono rozejść się do domu.
Powyższych informacji, udzielonych posłowi DĄBROWSKIEMU przez osoby trzecie nie udało się potwierdzić przez przesłuchanie osób wojskowych, gdyż ci ostatni – jak nadmieniono wyżej – nie uzyskali zezwolenia władz przełożonych na złożenie zeznań przed Komisją.
W swoim sprawozdaniu pan Minister Spraw Wojskowych podkreśla, że z chwilą pojawienia się w gmachu sejmowym oficerowie mogli usłuchać tylko jego rozkazu, a nie wezwania Marszałka Sejmu do opuszczenia gmachu. Przyjęciu tego poglądu za słuszny przeciwstawiają się względy prawa oraz same fakty. Gmach Sejmu nie jest budynkiem wojskowym i przebywanie w nim nie podlega rozkazodawstwu wojskowemu. Poddanie więc porządku na obszarze Sejmu rozkazodawstwu wojskowemu nie da się pomieścić w żadnym przepisie prawnym. O ile zaś chodzi o fakty, to należy zaznaczyć, że oficerowie, wezwani do opuszczenia przedsionka, nie usłuchali wezwania, tłumaczyli więc jedynie więc jedynie chęcią rozmówienia się z posłami Kocem i Polakiewiczem. Dalej zauważa się, że pan Minister Spraw Wojskowych w gmachu sejmowym do godz 5,30. Od tej chwili, aż do godz. 8 wieczorem oficerowie pozostali sami bez pana Marszałka Piłsudskiego; dlaczego więc hallu nie opuścili ? Dlaczego ich tam pozostawiono i dlaczego nie wydano rozkazu opuszczenia gmachu równocześnie z p. Ministrem ? Na te pytania sprawozdanie rządowe nie daje odpowiedzi.

W uwzględnieniu powyższych okoliczności Komisja wnosi, by Wysoki Sejm uchwalić raczył:

Przyjmuje się sprawozdanie Komisji Nadzwyczajnej dla zbadania zajść z dnia 31 października do wiadomości.

Na podstawie przeprowadzonych przez Komisję dochodzeń stwierdza się, że dnia 31 października 1929 r. większa grupa, złożona z około 100 oficerów, uzbrojonych w szable i rewolwery, weszła do gmachu Sejmu przy użyciu fizycznej przemocy, że wejście to było przygotowane, zorganizowane i wspólnemu kierownictwu poddane oraz że kilkakrotnemu, z polecenia Marszałka Sejmu do nich wystosowanemu wezwaniu do opuszczenia gmachu oficerowie się przeciwstawili i przez 4 godziny w przedsionku sejmowym pozostawali, przez co odbycie zwołanego na ten dzień posiedzenia Sejmu zostało udaremnione.
Warszawa, 29 marca 1930 r.

Przewodniczący: (---) Czetwertyński.
Sprawozdawca: (---) Lieberman.


jerzy@milek.eu.org


Brak komentarzy: