Dawno, dawno temu w kraju naszym nie było telefonów komórkowych. Czasy te zamierzchłe charakteryzowały się także innymi chronicznymi brakami, o których nie tutaj i teraz. Aby umilić sobie czas tracony na przejazd zatłoczonym pojazdem rozmową, należało dysponować żywym słuchaczem. Albo takiego słuchacza brało się z przystanku, albo miało się szczęście natknąć na niego w tłumie pasażerów.
Obecnie to w tym temacie mamy pełną wolność i swobodę. Naciskamy „Kontakty” i w sposób losowy, bądź przemyślany, wybieramy ofiarę i nadajemy. O takim autobusowym nadawaniu w jednym z kolejnych postów.
Tematem opowiastki będzie monolog, gdyż pomrukiwania słuchacza mające na celu powiadamianie opowiadającego o stanie gotowości do słuchania nie mogły stanowić podstawy do określenia tego eventu za dialog. Monologu tego spoiwem, ciastem poniekąd, było słowo pochodzące z łaciny, w którym to martwym języku oznacza krzywość, zgiętość oraz odpowiedniki przymiotnikowe. W cieście tym tkwiły, jak bakalie, słowa gwarowe, takie jak: opa, oma, geszenk, geltag, gelender, gizd, podciep, bana, ring, fertig w kolejności dowolnej. Najczęściej poza spoiwem pojawiało się słowo tepich.
Celem udostępnienia monologu moim Czytelnikom opiszę go w języku bardziej zrozumiałym dla nie-autochtonów. Będzie to streszczenie, gdyż najważniejsze było zakończenie, które opisane będzie dosyć dokładnie.
Fabuła opowieści wygłoszonej dosyć głośno w zatłoczonym autobusie dotyczyła wyprawy narratora wraz z Małżonką do Katowic, a konkretnie do Domu Towarowego na 3 Maja. Był maj, zbliżała się I Komunia pierworodnego. Dziadkowie komunikanta obiecali, w formie dodatkowego prezentu, sfinansować zakup nowej wykładziny do pokoju, gdyż stara miała pełno wypalonych petami dziur i mogła przynieść wstyd przed dalszą rodziną, mającą zjawić się na uroczystości.
W Domu Towarowym wybór, jak na lata 70, wykładzin był spory i ceremonia trwała dobre pół godziny. Nagle oczom opowiadającego ukazała się cud materia.
I tutaj zbliżamy się do finału krótkiej scenki rodzajowej. Zwieńczeniem relacji było w zamyśle reportera dosadne i adekwatne określenie piękności wykładziny (tepicha). I tutaj gładkość opowiadania przeszła w stan eksploracji zasobu określeń doskonałości. Narrator wyraźnie skupił się na poezjach Wieszczów, prozie młodopolskiej i pozytywizmie. Na twarzy widoczne były oznaki głębokiej analizy tematu. „Tyn tepich boł tak, (k....), fajny, tak, (k....) na zicher, (k....), fantastik, (k....) …...
I wreszcie padło to słowo tak bardzo przez publiczność autobusową wyczekiwane. Słowo oddające pełnię piękności, wspaniałości wykładziny zakupionej na II pietrze DT Centrum w Katowicach. Słowo to wypowiedziane zostało prawie szeptem, gdyż prelegent chciał jeszcze bardziej podkreślić adekwatność użytej paraleli przejściem z tonu głośnego na bardziej intymny.
Tyn tepich boł (k....), tak wunderbar, tak (k....) fajny, jak …. jak (k....) ...
Niestety z powodów cenzuralnych nie podam użytego w tym monologu sprzed lat porównania. Dla ułatwienia mogę tylko podać, iż wyraz ten ma jedną zgłoskę, a postać pierwszej spółgłoski (SAMO LUB CECHA) jest przedmiotem wieloletniego sporu.
Tak oto wielka literatura zeszła pod dach czerwonego (innych wtedy nie było) autobusu linii 30. A opisałem ten event tylko dlatego, iż nie pytany stałem się jego odbiorcą, a tym samym samo opowiadanie przestało być prywatne. To tak à propos posiadania własnego zdania o osobach, które na własne życzenie przestały być osobami prywatnymi.
Proponuję posty o podobnej tematyce: |
CIEKAWOSTKI 1929 |
ŚLĄSKIE WOJEWÓDZTWO |
REKLAMA |
Ponadto polecam korzystanie ze stale uzupełnianych indeksów: |
ALFABETYCZNY INDEKS OSOBOWY |
ALFABETYCZNY INDEKS MIEJSCOWOŚCI |
MIEJSCOWOŚCI – UKŁAD WOJEWÓDZKI |
INDEKS PAŃSTW |
KALENDARIUM |
2 komentarze:
Pozdrowienia od gizda z Tausenda. Trzymej się Karlusie.
Co mam zrobić w sprawie tego ogłoszenia ?
Prześlij komentarz