Warszawa, 23 maja 1929 r.
Od kilku dni Pan Marszałek bawił w Wilnie.
Nie byłem powiadomiony o Jego przyjeździe, toteż z tym większą radością otrzymałem wiadomość, że Komendant wraca do Warszawy w dniu 23 maja 1929 roku, o godzinie szóstej minut czterdzieści wieczorem.
Jak zwykle, na pół godziny przed nadejściem pociągu byłem już na dworcu, by sprawdzić zarządzenia bezpieczeństwa.
Robiłem to właściwie tak z amatorstwa, boć na pewno podkomendni moi znają się na tym znacznie lepiej ode mnie. Po mnie zaczęli nadjeżdżać stopniowo ministrowie: (Alfons) KÜHN, (Aleksander) PRYSTOR, (Eugeniusz) KWIATKOWSKI i (Ignacy) BOERNER.
Na parę minut przed przybyciem pociągu przyjechał premier (Kazimierz) ŚWITALSKI.
Każdy z nas patrzył filuternie na drugiego, że to niby my wiemy, kiedy przyjeżdża Komendant. Prowadzeni przez ministra KÜHNA i inspektora SZMIDTA wyszliśmy na peron, gdzie wkrótce wtoczył się wolno pociąg wileński.
Chwilkę biegniemy do ostatniego wagonu, stopnie którego opuszcza na peron konduktor, nazywający się Wojewoda.
Szykujemy się przed wyjściem z wagonu, na tle zasłoniętych okien którego widać już pochyloną lekko postać Komendanta.
Patrzymy, Komendant wychodzi żwawo z wagonu i zaczyna witać się z nami.
Boże, jak dobrze wygląda !
Jakże ten kilkudniowy pobyt w Wilnie świetnie Mu zrobił. Już nie znać na Nim zupełnie przebytej choroby ani pisania „artykułów”, ani zgryzot konstytucyjnych.
Niezwykłą zdolnością regeneracyjną w ciągu kilku dni zwalił Komendant z siebie brzemię trudów i walk. Opalony, wysmukły w swym niebieskim mundurze idzie Pan Marszałek, żwawo rozmawiając z premierem.
My grupujemy się w drugim rzucie, postępując za szybko idącym Komendantem.
Inspektor SZMIDT kieruje nas w stronę wyjścia na ulicę Chmielną.
Komendant rozmawia ożywiony, radosny, po trochu z każdym z nas.
Ja, jak zwykle, jestem w obecności Komendanta zażenowany i nieśmiały. Zdaje mi się zawsze, że Pana Marszałka trzeba oszczędzać, a nie zawracać Mu głowy tym, co ja mogę powiedzieć.
Tak samo nie mam dotąd jeszcze autografu Komendanta pod Jego fotografią, bo zawsze jakoś nie śmiem Go niepokoić prośbą o podpis.
Dochodzimy już, mocni i radośni Jego mocą i radością, do ulicy Chmielnej.
Trochę ludzi zbiera się przy wyjściu. Mężczyźni zdejmują kapelusze, ale kobiety patrzą tylko serdecznie, nie zdobywając się na jakiś wybuch powitania.
My, Polacy, nie mamy jeszcze po prostu techniki uzewnętrzniania swych uczuć w tłumie.
Czy to niewola, czy sentymentalizm ?
Ktoś słabo i nieśmiało rzucił: „Niech żyje”, głównie jednak tłum wita Komendanta wzrokiem.
Już Pan Marszałek siada do auta, wesoły i wypoczęty.
Chciałoby się wyrzucić za nim z całej piersi: „Niech żyje Komendant !!”
Proponuję posty o podobnej tematyce: |
MARSZAŁEK PIŁSUDSKI |
Ponadto polecam korzystanie ze stale uzupełnianych indeksów: |
ALFABETYCZNY INDEKS OSOBOWY |
MIEJSCOWOŚCI – UKŁAD WOJEWÓDZKI |
ALFABETYCZNY INDEKS MIEJSCOWOŚCI |
INDEKS PAŃSTW |
KALENDARIUM |
INDEKS RZECZOWY |
jerzy@milek.eu.org |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz