ROK 1968 - PART ONE

HBO – Dzień Flagi, wieczorem „The Doors – historia nieopowiedziana” (When you`re Strange: A Film about The Doors 2009). Z jednej z zapowiedzi wynikało, albo tak sobie zinterpretowałem, że Morrisona grać będzie Johnny Deep. Na szczęście Deep komentował, na szczęście były polskie napisy. Gdyż w filmie występowali Doorsi jako Doorsi.
     Morrison dla mnie jest teraz klasycznym przykładem kreowania historii – o sobie.
     On musiał ćpać, tarzać się po estradach, pić, pokazywać penisa, pisać wiersze, wyglądać jak Archanioł Gabriel lub jak Che Guevara nieogolony w Boliwii. Bo musiał być „The Strange”. No i chyba musiał sam wycofać się z gry, po to, by i po śmierci być „The Strange”.
     Wszystko, co tu napisane to wyłącznie prywatne opinie autora, do których doszedł dopiero wtedy, gdy zaczął słuchać Doorsów i coś tam o Morrisonie czytać. Opinie te nie są przede wszystkim „Głosem Pokolenia 1968”. W 1968 autor opinii takich nie wyrażał, gdyż o Doorsach nie wiedział nic.
     A 1968 to był rok dla autora dość ciekawy, a następnie dowiedział się autor, że był świadkiem „dziania się Historii”.
     Byłem studentem II roku WSE w Katowicach. W marcu punktem zbornym studenckiej rewolty (?) był Uniwersytet Śląski, na WSE było spokojnie. To musiałem biegać na UŚ, bo tam się coś działo. Czasami, jak była blokada na Uniwersyteckiej, to się przechodziło po tych grubych rurach nad Rawą. Potem się szło na Rynek, pod Dom Prasy palić „Trybunę Robotniczą”. Najbardziej jednak pamiętam czeskiego oficera, którego wyłapaliśmy z tłumu (co on tam robił ?) i z okrzykami „Nech żije Dubczek” zaczęliśmy podrzucać w górę. Skończyło się bez szwanku dla honoru oficera.
    Górnik grał (i oczywiście wygrał, ale odpadł z Pucharu) z Manchesterem United na Śląskim. 13 marca 1968, w środę. Byłem tam ubrany w płaszcz mundurowy i furażerkę Studium Wojskowego. Jeździliśmy wtedy na mecze Górnika w tych mundurach, gdyż „obrona granic nie płaci za nic”, a ponadto płaszcze były grube i zabezpieczały przed latającymi butelkami. Na meczu fotografów angielskich bardziej od gry interesowała rozróba – rzucanie czym popadło w Milicję. Pierwszy raz wtedy zobaczyłem armatkę wodną w robocie. Chyba następnego dnia ta sama armatka działała na Rynku. Lali chyba gnojówką. Po tradycyjnym zapaleniu „Trybuny” zaczęła się ruchawka. Ja uciekałem w stronę Dworca. Pałą dostałem 2 razy po nogach przed Magistratem. Ekspedientka ze sklepu otworzyła mi drzwi, więc się schowałem. Siniaki trzymały mi się jakieś pól roku.
     Od Matki dowiedziałem się znacznie później, że do ojca, który wtedy leżał w domu po kolejnym zawale (przodka, a nie serca), przyszło dwóch facetów z KZ PZPR KWK "Siemianowice" z przyjacielską radą, żeby wpłynąć na syna. Ojciec ich wyrzucił, mówiąc, ze i tak nie mogą mu nic zrobić, bo robi na najniższym poziomie (600 metrów). Ani ojcu ani mnie nic się złego nie stało.
    
Ze względu na wyczerpanie się miejsca na tagi, zapraszam do PART TWO.