Toyota RAVE w rękach Pani Kierownik

      Działo się 10 miesiąca majowego. Godzina 14:15. Miejsce incydentu – Zabrze, Górny Śląsk, ul. Generała de Gaulle`a. Coraz bardziej zatłoczona z powodu przelotu na Średnicówkę i autostradę A-4. Przejście przez cztery pasma ruchu bez sygnalizacji zaczyna być wyczynem ekstremalnym. Prosta droga – jechać po niej 60 to wstyd, 80 to minimum. Tylko te pasy. Hamować trzeba od czasu do czasu, bo jełopy się wleką. Ale hamują – co mają robić.
      Podobno Panie Kierowczynie mniej wypadków uskuteczniają. W relacji do czego ? Się pytam – do przejechanych km, do godzin za kierownicą spędzonych, do ilości praw jazdy wydanych, czy może do ilości praw jazdy rzeczywiście wykorzystywanych ? 
     Obie moje Panie Pasażerki mają od lat prawa jazdy. Jedna przejechała może 35 km po zdaniu egzaminu, druga – 0 (zero). One obie nie spowodowały prze lat kilka lub kilkanaście żadnego wypadku – zgadza się.

      Do ad remu: Jestem na środku jezdni, Toyota Rav4 w kolorze kawa z mlekiem pędzi w stronę centrum środkowym pasem, 100 m od pasów. Kierowca widocznie mnie dostrzegł, zjeżdża na pas prawy, bez użycia kierunkowskazu, czyli skręcać w prawo nie powinien. U mnie narasta wątpliwość – o co tu biega ? To niemożliwe, aby chciał mnie na pasach po prostu wyminąć przy szybkości ok. 70/h. Cofnąć się nie cofnę, gdyż spod świateł za mną ruszyła formuła „1”.
      Panika zaczyna się, gdy zobaczyłem, kto za kierownicą gada przez komórę. Ona – Pani Władczyni szos. To się cofnąłem o te pół metra, aby do ciągłej. I to mnie uratowało. Jakbym miał nos tak długi, jak Patron ulicy, to by mi go obtarła. Numery nie miejscowe, chyba W... - leasingowe. 
 
      Kilka lat temu. Jadę rowerem obok Stadionu Górnika, skręcam w lewo, mając pierwszeństwo, łukiem w kierunku Sośnicy. Lewa ręka wskazuje kierunek jazdy. Pani z prawej to nie przeszkadza w rozmowie z psiapsiółką. Nagle zgrzyt, koła pisk. Megane zatrzymuje się o pół metra ode mnie. Dobre hamulce. Rzucam rower na środku drogi, wkurzony. Lecę do Paniusi z wiązanką. Ale ona dobrze opanowała szybkie manewry – kita wstecz, pali opony w lewo. Pierwszy i ostatni raz tak się wnerwiłem. Szkoda lakieru na ramie.
      Facet to by przynajmniej ręką pomachał, kląłby pod nosem, ale pomachał, że niby sorry. Ale Pani gdzie tam – przecież za rowerzystę dostałaby trzy miechy w zawiasach, jak za psa. Bo przecież ma wytłumaczenie – to takie wolne, zawadza tylko poważnym zawodniczkom.
      W 95% procentach przypadków nie respektowania pierwszeństwa pieszych na pasach za kółkiem siedzą One. Szacunki własne, z osobistego doświadczenia.
      W radiu nadali wywiad, że Pani wywiadowana po dwóch latach jazdy zaczyna nie myśleć o tym, co ma zrobić i w jakiej kolejności. No to ja proszę o wywieszanie dużych tablic z aktualnym stażem. Żebym zdążył uciec.
Jak jestem w samochodzie, to mnie specjalnie nie obchodzi, kto zacz za kółkiem naprzeciwko. Ryzyko zawodu – ale zawsze mogę się ratować. Ale będąc spieszonym albo na rowerze, to ja już jestem ino małym robaczkiem w makrokosmosie.
      A najgorsze jest, że jak coś przeskrobią, to nigdy nie patrzą na niedoszłą ofiarę. To ten wzrok tak jakoś w bok ucieka. I się człowiek czuje jak ta leluja.
      Napisał facet z prawem jazdy od 1964, ponad milionem przebiegu, bez stłuczki i punktu karnego. To jedna z niewielu rzeczy, które robiłem dobrze i lubiłem na dodatek.
      A na pytanie, czy jestem seksistą odpowiadam, że zależy od pory dnia, osoby i miejsca.
      A potem to mnie naszło na humor czarny – 10 to było, to może by rodzina 250 dostała. 

1 komentarz:

Polsilver pisze...

Pozdrawiam i życzę wytrwałości w pisaniu bloga. Polsilver
http://polsilver.net