MISCHUNG CZYLI EINTOPF lub FITULITEN GESCHEFT

     Wspominałem już chyba dwa razy o odczuwanej przeze mnie wewnętrznej potrzebie założenia kilku blogów tematycznych. No bo po miesiącu, a miesięcznica to ważna rzecz teraz w kraju naszym, to ja już jestem blogowiczem po przejściach, i czas na retrospekcję.
      Obecny kształt tego naszego pisania ma jednakże analogie w śląskiej mowie i kulturze, czyli w naszych korzeniach, było nie było.
     Pierwsze skojarzenie nasuwa się z eintopfem. To taki niemiecka i śląska zupa bigosowa. Robiona przez pół dnia, bez specjalnego zaangażowania kucharki, jedzona przez cały dzień, a nieraz i dwa. Wash & Go. Kiedyś Danka rzuci na Internet kilka swoich potraw jednogarnkowych. Ten termin przyjął się raczej powszechnie w odróżnieniu od jego gospodarczego odpowiednika, którym jest fituliten gescheft.
     W latach dziewięćdziesiątych miałem okazję księgowo obsługiwać kilka takich "przedszkoli kapitalizmu", nawet jednocześnie. Kupić, sprzedać, pozamiatać. Młodzi ludzie mieli odwagę założyć firmę (koniecznie z o.o.), wynająć lokal, kupić pieczątki i szyld żeby potem dopiero zdecydować się, co robić. I się udawało czasami. 
     Mile wspominam ten czas. Księgowy ze mnie był marny, ale z tupetem. Pracy niewiele, dużo czasu zostawało na pasję mojego ówczesnego życia,  czyli rower. Wtedy już miałem górala "Kamikaze" - postrach szos. Był czas gdy jazdę zaczynałem na początku lutego, w śnieżycy i na gołoledzi, a kończyłem przed Świętami, gdy trzeba  było karpia kupić. W szczytowym roku 1998 wykręciłem 18.000 km. Trzy razy więcej niż samochodem - wtedy super Suzuki Swift. Żadnych tras kilkudniowych, tylko bicie licznika w promieniu 70 km od Zabrza. 
     Jadę spokojnie, 20 - 24 na godz. do Rodziców w Michałkowicach, a tu za Miasteczkiem Śląskim mija mnie 3 młodych na nówkach wyścigówkach, ale jakoś tak nie za szybko, i oni tacy bardziej dla szpanu jadą. To ja się do nich przyłączam i tak  raz ja, raz oni. Było już 30 km, miałem dość serdecznie wszystkiego, nie miałem się z czego pocić. Za Wielką Dąbrówką na skrzyżowaniu z Czeladź - Bytom, gdy mi się nogi trzęsły jak stanąłem, dojeżdża jeden, co został, też padający, stanął obok mnie i wydyszał: "Dobry Pan jest". To było to ! Dla czegoś takiego warto było żyć 50 lat !
     A te marzenia o specjalizacji blogów, o eintopfie były specjalnie po to, aby dać na Matrixa to moje "Dobry Pan jest". Bo dla nich koło Świerklańca byłem "dziadkiem". Bo gdy chcę o czymś napisać, to musi mieć jakiś związek z poprzednimi tekstami.
     
    Do wyrażeń śląskich, użytych w tekście tym dodać należy oczywiście tytułowego mischunga oraz krojcoka, co także ma ścisły związek z moim pochodzeniem.
     Aby już spuentować mieszaniny wszelkiego rodzaju, to się pochwalę, że Wnusia moja Anna de Renaissance po odpowiedzi na pytanie, co ma wspólnego garnek z USA, poinformowała mnie, że byłem jedynym dobrze odpowiadającym w ankiecie przeprowadzonej na zlecenie Pani od angielskiego. Poza tym było jabłko i koszykówka. Też zgadłem, chociaż sportu tego, z powodu miernego wzrostu, nie cierpię.


     Ale to i tak nieważne. Tekst ten powstał w celu zapchania dziury pomiędzy Kulinariami - szlifowana jest sałatka ze słonecznikiem.



Proponuję posty o podobnej tematyce:
CIEKAWOSTKI 1929
Ponadto polecam korzystanie ze stale uzupełnianych indeksów:
ALFABETYCZNY INDEKS OSOBOWY
ALFABETYCZNY INDEKS MIEJSCOWOŚCI
MIEJSCOWOŚCI – UKŁAD WOJEWÓDZKI
INDEKS PAŃSTW
KALENDARIUM

Brak komentarzy: