We wczorajszym programie „Dzień dobry TVN” usłyszałem, że modne coraz bardziej stają się „kluby kolacyjne”. Szczególnie zainteresowały mnie często powtarzane zwroty jak „składkowe kolacje”, „samopomoc sąsiedzka”. Echem odbiły mi się jakiś czas temu propagowane w TVN, organizowane właśnie w ramach samopomocy sąsiedzkiej tzw. „banki czasu”. Propozycja polegała na zasadzie – jak Tobie naprawię kran, a Ty mi popilnujesz dzieciaka.
Wymyślona nawet dość skomplikowany system „waluty” z różnymi przelicznikami usług. Powiedzmy godzina pilnowania dzieci była „tańsza” niż korepetycje z matematyki, te z kolei miały swój kurs wobec hydrauliki, sprzątania po malarzach, którzy także mogli w ramach systemu właśnie wytapetować dwa pokoje.
Działalność taka wywodziła się bezpośrednio z tworzonych w czasie kryzysu lat 2001 – 2003 w Argentynie bezgotówkowych „spółdzielni” w poszczególnych barrios. Kto jeszcze pamięta kupowanie samochodów w "systemie argentyńskim", a to właśnie był pierwowzór w polskim krzywym, cwaniackim, zwierciadle.
System „banków czasu” wydawał mi się zbyt skomplikowany. W literaturze opisywano (nie mogę sobie teraz przypomnieć gdzie, lecz jeżeli temat zainteresuje Czytelników, chętnie do niego wrócę) sytuację swoistej „inflacji” jednych usług i wzrostu cen innych. Opieka nad dziećmi była coraz tańsza, a prace fachowe coraz droższe. „Bank czasu” stawał się powoli mini ekonomią, z jej wszystkimi problemami.
Ale ja nie o tym. W czasie gdy problemy podatkowe nie były mi obce, szczególnie interesowałem się pułapką tzw. „darmochy”. Większość z nas nie zdaje sobie sprawy, iż teoretycznie (?) oddanie starego telewizora sąsiadowi może być opodatkowane. Podobnie pomalowanie naszego pokoju przez tegoż sąsiada w zamian za ten odbiornik.
Kilka lat temu nie było słychać o podatku za prezenty ślubne, a to już obecnie temat wręcz popularny w brukowcach. Opodatkowanie poczęstunków dla pracowników to już „kaszka z mlekiem”.
Paranoiczne wręcz wydają się nawet teraz rodakom próby wkroczenia z daniną państwową w sferę nieskonsumowanej „darmochy”. Pisano jakiś czas temu o opodatkowaniu tzw. „wyjazdów integracyjnych” nawet w sytuacji, gdy pracownik na takim wyjeździe nie był – wystarczy więc sama możliwość wyjazdu. Można ad absurdum – nie grasz w Totka, lecz mógłbyś grać i wygrać – płać podatek.
W kwietniu 1998 czasopismo „Prawo i Gospodarka” opublikowało mój felieton pod tytułem nadanym przez Redakcję „Gość parkuje i (nie?) płaci”. Powołując się na konkretne przepisy udowodnić chciałem, że przyjeżdżając do kontrahenta i parkując na jego bezpłatnym oczywiście parkingu stajemy się obaj płatnikami podatku VAT i dochodowego. Nie wierzycie ? Wtedy także nie chcieli mi wierzyć, odrzucając w kilkunastu redakcjach większą formę artykułu. Przecież nie będą publikowali economic fiction. Teraz to wcale nie jest już takie śmieszne.
Wierzę iż tak w przypadku „klubów kolacyjnych:, jak i „banków czasu” założyciele mają odpowiednie rejestracje i księgi podatkowe albo mocno udokumentowane analizy, że są wyłączeni spod opodatkowania. W przypadku kolacyjek sprawa okazała się raczej oczywista, gdyż kluby takie oferują swe wykwintne dania osobom z zewnątrz kręgu znajomych i sąsiadów.
Życzę powodzenia inicjatorom tego typu przedsięwzięć, gdyż w nich tkwi prawdziwa szansa dla gospodarki.
Proponuję posty o podobnej tematyce: |
CIEKAWOSTKI 1929 |
Ponadto polecam korzystanie ze stale uzupełnianych indeksów: |
ALFABETYCZNY INDEKS OSOBOWY |
ALFABETYCZNY INDEKS MIEJSCOWOŚCI |
MIEJSCOWOŚCI – UKŁAD WOJEWÓDZKI |
INDEKS PAŃSTW |
KALENDARIUM |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz