Jury Wysokich Lotów w konkursach coverowych

     
     Nie przeczę - oglądam Idola i jego naśladowcze programy. Cenię młodych ludzi, którzy gryzą ziemię, aby coś osiągnąć w życiu. Mieszkamy niedaleko jednego z etatowych centrów kwalifikacyjnych - Domu Muzyki i Tańca - to wiem jakie to niełatwe, a wielu z nich  zalicza takie eliminacje po kilka razy w roku. Wyrazy szacunku, lecz nie współczucia.
     Do trudów i znoju związanego z parciem na szczyt należy borykanie się z Jury. Zadaniem Jury Wysokich Lotów nie jest ocieranie łez kandydatom na polskiego Presleya (zły przykład - nagrania działają na mnie wymiotnie, ale niech tak zostanie). Zadaniem Jury jest nie przeszkadzanie w pokazywaniu się Kandydata wielomilionowej publice. A Jury Wysokie to często robi. Bo ono musi być ważne - to się Jury przebierze za stwora ze Star Treka, to ma same bon moty, o tym że Kandydat jest do bani, ale to joke tylko jest, albo Jury czeka po prostu na  występ swojego one-hit-bandu i się mu nie chciało przebierać dwa razy.
     Kiedyś było inaczej - bo Jury nie było jeszcze tak ważne. Bo musiało się wykazać wiedzą fachową, a nie tylko witzami i powalającymi kreacjami. A obecne Jury rozdają pocałunki śmierci. I dlatego odpadają "Hirołsi". Ale oni i tak mają jak w banku, im wynik powinien zwisać, oni są ponad. I odpada Polska Niemka z Polskiego Opola. Ale ona też ma swoje zasługi w tym odpadnięciu - makijaż wygląda inaczej z 10 m, niż z 10 cm i te niemądre miny.
     Porównania pozytywne: Hirołsi - Papa Roach (Dead Cell), Opolanka - AC/DC, a zwłaszcza wiadomo kto i w jakim kawałku, perkusista z Bobrów - wszystko co najlepsze.
     Jutro X-Factor. Jury z pewnością będzie lepsze, ale nie takie dobre jak kilka lat temu.


Brak komentarzy: